Czy i komu pomagają ci, którzy przy okazji tej pomocy najbardziej się lansują, troszczą o zasięgi i popularność?
W mikroskali i anonimowo też można ratować świat. Pomoc i lans to nie są rzeczy, które powinny stać obok siebie.
Wychodzi aktor (aktorka) i troszczy się o losy świata, w tym los kobiet lub mniejszości seksualnych na świecie. Wychodzi celebrytka i troszczy się o sprawy klimatu w globalnej skali, czyli w pewnym sensie dotyczy to wszechświata. Pisarz (pisarka) troszczy się o głodnych na świecie, pozbawionych wody czy dostępu do podstawowych szczepionek. Wykładowca akademicki troszczy się z kolei o analfabetyzm na świecie lub rasizm w globalnym kontekście. Polityk krajowy troszczy się o pokój na świecie, a przynajmniej w jakichś odległych regionach. Polityk samorządowy troszczy się o los zwierząt na świecie albo o kwestie bezdomności i cywilizacyjnego zapóźnienia. Wreszcie panna Żaneta albo pan Jerzy w marszu bądź manifestacji demonstrują w obronie praw kobiet, zwierząt albo mniejszości na świecie.
Wszystkie opisane powyżej zachowania mogą być nawet szczere, spontaniczne, mogą wynikać z bardzo altruistycznych pobudek, ze szczerego przejmowania się problemami świata, z wrażliwości, empatii czy poczucia moralnego obowiązku. Mogą też być oczywiście czystym teatrem, modą, stadnym odruchem lub wręcz wykalkulowanym fałszem, manipulacją. Troska o losy świata i inne globalne problemy ma to do siebie, że jest łatwa. Pochodzi się (bądź postoi) z transparentami lub bez po (w) Warszawie czy Pacanowie, zapali świeczkę, położy kwiatek, namaluje coś na asfalcie, coś pokrzyczy albo pomilczy i globalny problem rozwiązany. Podobnie łatwo rozwiązuje się globalne problemy na Facebooku i w innych mediach społecznościowych, w nagraniach odtwarzanych potem na You Tube oraz innymi tego typu metodami. A nawet jeśli się niczego w ten sposób nie rozwiązuje, to przynajmniej demonstruje się solidarność.
Są oczywiście osoby, a nawet spore grupy, które dają na coś pieniądze, pojadą do Afryki czy Azji, żeby tam leczyć, uczyć, kopać studnie, pomagać w życiowym restarcie ofiarom konfliktów i wojen, rozwiązywać konkretne problemy, ale oni zwykle się tym nie afiszują, tylko działają. Wszystko inne to targowisko próżności. Owszem, bywa, że ktoś znany nawet nic nie robiąc, a tylko gadając, jest w stanie zmobilizować innych do działania właśnie dlatego, że jest znany i rozpoznawalny, więc może inspirować bądź stanowić przykład. Ale zdecydowana większość troszczy się o losy świata, żeby się pokazać, i to z tej dobrej strony. Nie chodzi zatem o świat, ludzi, zwierzęta, klimat czy przyrodę, lecz o sławę, a przynajmniej funkcjonowanie w publicznym, najlepiej globalnym obiegu. Chodzi o lans konkretnych osób lub środowisk, a nie robienie czegoś pożytecznego, chyba że przez przypadek.
Przeważnie człowiek wrażliwy na krzywdę, niesprawiedliwość, dostrzegający zagrożenia bądź taki, któremu się w miarę powodzi, nie sięga od razu do gwiazd, czyli nie rozwiązuje globalnych problemów, lecz pomaga w swoim najbliższym otoczeniu. Jeśli widzi bezradną staruszkę, chorego weterana, bitą kobietę, zaniedbane dziecko, zniszczony dom, zrujnowane mieszkanie, zabiedzone lub bite zwierzęta, zanieczyszczaną rzeczkę bądź jezioro (staw) czy wyrzucających śmieci do lasu, stara się coś z tym zrobić. Interweniuje, przekazuje pieniądze, naprawia, robi zakupy, pomaga się umyć, posprząta, zaprowadzi do lekarza albo go wezwie. Nie jest obojętny na to, co jest najbliżej i co można samemu zmienić na lepsze.
Unosząc się trochę wyżej, można wpłacać pieniądze na leczenie czyjejś rzadkiej choroby, operację, na pomoc dla pogorzelców, ofiar klęsk żywiołowych, pomagać w publicznych zbiórkach na konkretny cel. Dopiero wtedy można się zacząć troszczyć o świat, żeby to nie wyglądało na lans i żeby nie było tylko lansem, w dodatku żerującym na nieszczęściach. Pominięcie tych konkretnych etapów troszczenia się o kogoś czy o coś, a skupienie wyłącznie na ratowaniu świata, to nie tylko łatwizna, ale zaspokajanie własnej próżności czy wręcz rodzaj pasożytnictwa. Jeśli ktoś obojętnie mija kłopoty i negatywne zjawiska w swoim najbliższym otoczeniu, a wręcz nie chce ich dostrzegać, bo go brzydzą bądź zakłócają mu komfort i spokój życia, a włącza się we wszystkie akcje ratowania świata (wszechświata), to uczestniczy w cyrku, teatrze, widowisku, a nie w rozwiązywaniu problemów. Nie pomaga, tylko dba o siebie, swój wizerunek i zasięgi w mediach społecznościowych. Czyli jest narcyzem i egoistą. Oczywiście, że są osoby, które to wszystko łączą i przy okazji się lansują, ale nie o takie osoby tu chodzi.
Czytelnik tego tekstu zapyta, i ma pełne prawo, co autor robi poza opisywaniem tego zjawiska, bo może sam uczestniczy w lansie i cyrku. Otóż staram się robić to, co mogę w najbliższym otoczeniu, reagować na to, co dostrzegam, co do mnie dociera. I włączać się w te szersze akcje, które są najpilniejsze. Tylko tyle, bo to nie jest przedmiotem tego tekstu. W mikroskali i anonimowo też można ratować świat, i to o wiele skuteczniej niż robiąc wokół tego wielki szum i narażając się na zarzut, że w tym wszystkim chodzi tylko o ego i popularność bądź o poczucie przynależności do tego samego świata, co lokalni bądź globalni celebryci. Pomoc i lans to nie są rzeczy, które powinny stać obok siebie.
autor: Stanisław Janecki
https://wpolityce.pl/polityka/480912-czy-i-komu-pom...