Ech... Nie chciałem tego robić, ale mi ręcej opadają. A zatem: sprostujmy ponownie parę manipulacji redaktora Wyrwała z Onetu, który znowu wpuszcza w przestrzeń informacyjną swoją narrację, prawdopodobnie świadomie dezinformując opinię publiczną.
Dwa dni temu redaktor Wyrwał znowu napisał tekst, w którym oświadcza "bez satysfakcji, że to ja miałem rację, a ktoś inny nie miał". Ten "ktoś inny" to wszyscy ci siedzący daleko od frontu eksperci, którzy piszą, że Ukraińcom idzie dobrze. Bo według redaktora Wyrwała nie idzie. A by tę tezę uzasadnić, posuwa się - znowu - do grubych manipulacji, które mają niewiele wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem.
Najpierw zapewnia, że od miesięcy słyszy od Ukraińców te same diagnozy. Po czym je przywołuje w liczbie 4 (słownie: czterech), w dodatku rozciągniętych czasowo od maja do lipca. W przywołanych diagnozach padają te same argumenty co wcześniej: że na jeden pocisk artyleryjski wystrzelony przez Ukraińców przypada 20 wystrzelonych przez Rosjan. W tym miejscu dla pełnego obrazu wypadałoby wspomnieć o skuteczności tego ognia, ale tego panu Wyrwałowi nie chciało się - znowu - zrobić. Na przykład, że Rosjanie stracili 72 działa, 143 działa samobieżne i 92 systemy MLRS, podczas gdy Ukraińcy odpowiednio 44, 44 i 20. A to są liczby potwierdzone wizualnie i zgeolokalizowane przez Oryxa, co jest tu zajebiście ważne, bo po ukraińskiej stronie frontu pracują setki dziennikarzy i reporterów, a po rosyjskiej nie. Czyli szansa na sfotografowanie zniszczonej haubicy ukraińskiej jest znacznie większa, niż rosyjskiej. O tym ani słowa. Bo lepiej napisać dramatyczny akapit o "wypalaniu do gołej ziemi" całych sektorów. To się klika. Nawiasem mówiąc: teza o miażdżącej przewadze ognia artyleryjskiego mogła być jako taką prawdą mniej więcej do końca czerwca. Od kiedy Ukraińcy zaczęli używać HIMARS-ów, wszystkie dane pokazują radykalny spadek rosyjskiego ostrzału. O tym u Wyrwała nie przeczytacie, choć artykuł jest z przedwczoraj.
Dalej redaktor Wyrwał powtarza kompletnie nielogiczną bzdurę o rzekomej gigantycznej dysproporcji zasobów ludzkich. Jest coś uroczego w tym, jak w odstępie paru zdań pisze, że Rosjanie mają znacznie więcej potencjalnych żołnierzy, oraz że wysyłają na front głównie mniejszości etniczne. Cóż, mniejszości etniczne to w Rosji circa 1/3 społeczeństwa, czyli mniej więcej populacja Ukrainy. O tym nie wspomniał. O tym, że Ukraina zaczynała wojnę z około 400 tysiącami ludzi pod bronią, a teraz ma ich prawie milion - również. W tym miejscu rzetelny dziennikarz dokonałby przynajmniej pobieżnej analizy, w której zadałby proste pytanie: "gdzie jest ten milion żołnierzy?". Wiemy jaka jest długość frontu. Wiemy ile kilometrów liczy sobie granica Ukrainy z Rosją, Białorusią i Naddniestrzem. Wiemy mniej więcej ile jednostek tych granic pilnuje i ilu walczy na froncie. No i tak jakby te liczby nie dają nam razem miliona ukraińskich żołnierzy. Czemu? Ano temu, że znaczna część sił nie bierze udziału w walce, bo jest gromadzona do szykowanej kontrofensywy. O tej ostatniej redaktor Wyrwał nie wspomina ANI SŁOWEM. Ten temat w jego przekazie po prostu nie istnieje.
Dalej: na plus trzeba policzyć, że redaktor Wyrwał zmienił tezę z "Ukraina przegrywa wojnę" na "Ukraina traci Donbas". To bardzo miłe z jego strony, ale wojna nie toczy się tylko w Donbasie, a takie wrażenie można odnieść z jego tekstów. W ogóle narracja Wyrwała próbuje nas przekonać, że Ukraińcy rzucili na Donbas wszystkie dostępne siły, a i tak go tracą. Tezy, że być może Ukraina stosuje w Donbasie uporczywą obronę, nastawioną na kupienie sobie czasu i wykrwawienie Rosjan - nawet nie bierze pod uwagę. A mógłby, choćby dlatego, że mimo trwającej już 3,5 miesiąca ofensywy w Donbasie, Rosjanom ANI RAZU nie udało się przełamać ukraińskich linii obrony. Siły Kijowa cały czas wycofują się w zorganizowany sposób, na kolejne linie umocnień, a Rosjanie tracą ogromne ilości sprzętu i ludzi. Inne odcinki frontu po prostu w tej opowieści (bo to jest opowieść, a nie obiektywny reportaż) nie istnieją. Ani słowa o Chersoniu, Zaporożu, Charkowie - tego nie ma.
Dalej redaktor Wyrwał leci z argumentami emocjonalnymi, że na froncie zginęli jego przyjaciele, których znał od 2014 roku. I ich śmierć jest dowodem na to, że Ukraina przegrywa, bo to byli doświadczeni weterani, których nie da się zastąpić rekrutami. No nie da się. Czego pan Wyrwał nie dodaje? Na przykład tego, że do 24 lutego przez front w Donbasie przewinęło się 800 tysięcy ukraińskich żołnierzy płci obojga, więc tak jakby weteranów im akurat nie brakuje. W tym samym czasie po drugiej stronie walczyły głównie "wojska" tzw. republik donbaskich, które - delikatnie mówiąc - mają niską wartość bojową. O tym ostatnim może świadczyć fakt, że siły DRL i ŁRL nie poczyniły w obecnej wojnie prawie żadnych zdobyczy terytorialnych, a pod Donieckiem front się prawie nie przesunął od 24 lutego. Oczywiście o tym, że Rosjanie masowo wysyłają na front kogo popadnie, choćby kryminalistów z rosyjskich więzień albo ludzi z łapanki, których szkoli się kilka dni - też ani słowa. Jak on z tego wyciąga rzekomą ogromną dysproporcję sił - nie wiem.