Wczoraj grupa mieszkańców (wśród której miałem przyjemność się znaleźć) zaniepokojona decyzją o której dyskutujemy udała się do Spółdzielni celem wyjaśnienia sprawy. Pan Prezes nie chciał rozmawiać z grupą tylko z każdym indywidualnie oraz poprosił jedną z Pracownic SM o protokołowanie przebiegu rozmów. Niestety na temat uchylenia decyzji o udzieleniu pozwolenia na budowę budynku przy Sosnowej 37A niewiele (żeby nie powiedzieć nic) się dowiedzieliśmy. Prezes był wzburzony faktem posiadania przez przybyłych mieszkańców kopii decyzji Wojewody Mazowieckiego usilnie usiłując się dowiedzieć w jaki sposób weszliśmy w jej posiadanie; stwierdził, że decyzja Wojewody to nie jest sprawa mieszkańców (sic!) i w zasadzie tylko do tego sprowadziła się rozmowa w temacie.
Większą część rozmowy z każdą z osób było wytykanie przez Prezesa rzekomych głupot jakie wypisujemy na forum, czy w innej korespondencji kierowanej do Sąsiadów. Trzy osoby (dwie osobiście jedna telefonicznie) zostały nazwane „mesjaszami” którym „…kto dał prawo do chodzenia po ludziach i nagabywania ich w sprawach współpracy z SM…” . Ponadto podważał zasadność punktów o które pytamy w piśmie (treść można znaleźć na forum) stwierdzeniami w stylu „…skoro nie mieszka Pan w 6ej klatce to co Pana obchodzi brak zadaszenia nad wejściem do niej…”. Jeden z nas dowiedział się także m.in., że jest złym ojcem ponieważ kiedy kilka miesięcy temu zostały uszkodzone skrzynki pocztowe oraz zabrudzone krwią furtka i cyferblat domofonu, zamiast samemu usunąć wybroczyny wydzwaniał (o zgrozo - w niedzielę!) do konserwatora a wobec braku możliwością kontaktu również do prezesa z prośbą o posprzątanie terenu, ponieważ uznał, że plamy krwi stanowią zagrożenie bezpieczeństwa, szczególnie dzieci. Wynika z tego, że administracja i jej pracownicy nie mają obowiązku utrzymania czystości na terenie i konserwacji wszelkich obiektów a tym wszystkim powinni zajmować się mieszkańcy oczywiście jeszcze za tę możliwość płacąc SM w czynszu…
Ponadto dowiedzieliśmy się, że jesteśmy niekompetentnymi krzykaczami burzącymi utrwalony porządek a pracownicy SM wkrótce będą mieli płacone szkodliwe za to, że muszą z nami rozmawiać. Zostało nam zarzucone, że nie znamy zasad funkcjonowania SM a na wszystkie palące kwestie odpowiedź znajdziemy w Statusie i Regulaminach i nie ma potrzeby kierowania pism do Zarządu SM.
Nie będę tu pisał o atmosferze tych wczorajszych rozmów i stosunku Prezesa do interesantów, który jest „legendarny” i wczoraj nie zostałem ani ja ani, nikt z obecnych zaskoczony pozytywnie…
Ocenę naszych działań i ich słuszność pozostawiam(y) wszystkim zainteresowanym.
Podsumowując –Pan Prezes doskonale zdaje sobie sprawę (skąd inąd słusznie), że zorganizowana grupa ludzi skuteczniej upomni się o swoje interesy; widać wyraźnie, że bardzo nie na rękę jest mu to że mieszkańcy zaczęli ze sobą współpracować i to nie tylko w jednym bloku, ale także w ramach osiedli i szerzej i na wszelkie sposoby stara się zdusić takie działania i inicjatywy.
Dlatego w tym miejscu chciałem zapewnić, że grupa zaangażowanych osób nie zaprzestanie działań i upominania się o swoje interesy których załatwienie jest w gestii SM dopóki jest ona administratorem naszych budynków.
Ponieważ część z nas usłyszała wczoraj, że więcej Pan Prezes nie będzie z nimi rozmawiał podjęliśmy starania nad formalnym zrzeszeniem mieszkańców upominających się o swoje interesy w formie stowarzyszenia bądź społecznego komitetu.
Dziękuje(my) wszystkim osobom które nawiązują współpracę i wyrażam(y) przekonanie, że wspólnymi działaniami doprowadzimy do sytuacji w której nie będziemy musieli tak walczyć o swoje prawa…
Od siebie chciałem tylko dodać, że tak po ludzku jest mi przykro że Pan Prezes zamiast spokojnie porozmawiać i wyjaśniać skupił się na próbach podważania zasadności kierowanych do niego problemów a mnie kilkukrotnie próbował obrazić co mam nadzieję, że zostało zaprotokołowane…