Dziś wszyscy biją brawo Panu Braunowi - słusznie ?
https://www.facebook.com/share/p/1ALJT4x6Be/
Dziecko, chlorek potasu, zastrzyk śmierci — słyszeliście? Chyba już każdy.
I kobieta, która miała w sobie serce na tyle silne, by podjąć najtrudniejszą decyzję życia.
Chłopiec z Oleśnicy miał wrodzoną łamliwość kości. Najcięższą formę.
Kości były połamane już w łonie matki.
Czaszka niewykształcona. Nie mógłby żyć. Tylko konać — powoli, boleśnie, bez szansy na cokolwiek.
Każdy z was, który kiedyś złamał rękę, nogę, zwichnął kostkę, palec —
pamięta ten ból.
Pulsujący. Taki, co wyłącza myśli i zostawia tylko wrzask.
To teraz wyobraź sobie, że
połamane masz wszystko.
Że ruszasz się w brzuchu matki i
łamią ci się kości od środka.
Nie jedna. Nie dwie. Wszystkie.
Bo twoje ciało się nie rozwija —
ono się rozpada, zanim w ogóle zacznie żyć.
I to właśnie dziecko z Oleśnicy miało przed sobą. Nie dzieciństwo. Nie szansę. Nie cud. Tylko ból i śmierć w męczarniach.
A matka to wiedziała. I nie pozwoliła mu przez to przejść. Powiedziała: dość.
I wiecie co jej zaproponowali? Cesarskie cięcie.
Bo skoro dziecko ma umrzeć, niech umrze efektownie, w bólu matki, rozciętej jak upolowane zwierzę.
Dlaczego „jak upolowane zwierzę”?
Bo gdyby dziecko było zdrowe, mogłaby urodzić naturalnie. Mogłaby przeżyć to, co system tak lubi nazywać „cudem”.
Ale dziecko nie było zdrowe.
Nie było zdolne do życia. Więc matka nie dostała cudu — tylko pokaz.
Operację. Cięcie. Rzeź.
Po to, by spełnić oczekiwania otoczenia, że nawet śmierć trzeba urodzić w zgodzie z obyczajem.
Wybrała terminację ciąży, zgodnie z prawem.
Z pełną świadomością.
Z sercem rozrywanym od środka.
Podano chlorek potasu — nie „zastrzyk śmierci”, tylko procedurę medyczną,
stosowaną, by nie przedłużać bólu.
Ani jego. Ani jej.
I wtedy zaczęło się piekło.
Media nadały chłopcu imię „Felek”.
Bo dziecko z imieniem to lepszy materiał propagandowy niż dziecko z diagnozą.
Zmanipulowano wszystko.
Nazwano ją „morderczynią”.
Użyto zwrotów jak z horroru: zastrzyk śmierci, skazane dziecko, żywe serce zatrzymane igłą, morderstwo.
Nie powiedzieli, że to dziecko miało połamane kości. Nie powiedzieli, że podczas porodu połamałoby się ich jeszcze więcej.
Że nie miało szans oddychać.
Że umarłoby w potwornym cierpieniu.
Nie powiedzieli, że matce chciano przeciąć brzuch, żeby patrzyła, jak jej syn umiera.
Bo to nie pasowało do opowieści o „zabijaniu”.
To dziecko nie umarło przez matkę.
Umarło przez chorobę.
Matka tylko nie pozwoliła mu cierpieć.
I za to została ukrzyżowana.
Nie interesują mnie wasze religijne cytaty.
Nie obchodzą mnie wasze emocjonalne szantaże.
Ja widzę kobietę, która miała dość siły, żeby spojrzeć na śmierć własnego dziecka i powiedzieć: kocham cię tak bardzo, że nie pozwolę ci się męczyć.
I nie macie prawa jej oceniać.
Nie znacie jej. Znacie tylko nagłówki z podpisem „zastrzyk śmierci”. I to wystarczy, żebyście pluli.
Niech ten wpis wam się odbije w gardle, jeśli kiedykolwiek pomyśleliście, że wiecie lepiej.
Bo to nie wy byliście na stole.
Nie wy słyszeliście ten werdykt.
I nie wy będziecie musieli z nim żyć do końca życia. Ona będzie.
Bo to właśnie było miłością.
Nie tą z bajek, tylko tą, która ma krew pod paznokciami i łzy zamiast słów.
Więc zamknijcie mordy.
I zostawcie ją w spokoju.
A ty kobieto, gdziekolwiek jesteś — nie jesteś tam sama. Pamiętaj!”