Koronawirusowi szulerzy z rządu. W starciu z zarazą polskie państwo skapitulowało [ANALIZA]
W podejściu rządu do koronawirusa nigdy nie było żadnej logiki. Najpierw było lekceważenie, potem strach, wreszcie rozprężenie, teraz jest etap paniki
Gdy zaraza uderzyła wiosną, znosiliśmy to z godnością, powagą i w dużym poczuciu obowiązku — wszystko to stało w sprzeczności z tym, co sami często myślimy o naszych narodowych przypadłościach
To liderzy PiS zaczęli burzyć atmosferę koronawirusowego przejęcia. Powodem była polityka - prezes Jarosław Kaczyński chciał za wszelką cenę przeprowadzić wiosną wybory prezydenckie. Bez własnego prezydenta straciłby możliwość swobodnych rządów
Żeby zagonić nas do urn, w kampanii wyborczej obóz władzy wyłączył niemal wszystkie koronawirusowe bezpieczniki. Mieliśmy być przekonani, że już po kryzysie
W Polsce zaczął obowiązywać szwedzki model traktowania koronawirusa, ale nikt nam o tym nie powiedział. Zostaliśmy Szwedami przy okazji, bo Kaczyńskiemu to pasowało do politycznej ruletki
Uważany przez swych wyznawców, i przez siebie samego, za wizjonera Kaczyński okazał się politykiem krótkowzrocznym. Dziś płacimy za to cenę
Więcej tekstów publicystów Onetu znajdziesz na naszej stronie głównej
Kontakt
Bliska mi osoba miała kontakt. Trafiła na zakażoną lekarkę podczas rutynowej, zaplanowanej tygodnie wcześniej wizyty. Dowiedziała się o tym kilka dni po wizycie, bo zadzwonili z przychodni, gdzie lekarka pracuje.
Wedle systemu, który zbudował rząd, sanepid powinien z miejsca poinformować bliską mi osobę, a także mnie i całą moją rodzinę, że lądujemy na kwarantannie. Zakaz wychodzenia, policja regularnie pod blokiem, jakieś kontrolne aplikacje w telefonie. Sanepid się nie dodzwonił, policja przyjechała tylko parę razy do sąsiada alkoholika i złodzieja, karetka zresztą też. Kwarantannę odbyliśmy nieformalnie, za test — na szczęście negatywny — zapłaciliśmy bardzo dużo z własnej kieszeni.
REKLAMA
Nie, nie mam o to pretensji do sanepidu. Wszak przed pandemią sanepid był służbą od badania jakości flądry w wakacyjnych smażalniach na Wybrzeżu. Pretensje mam do władzy za to, że przez pół roku nie zrobiła nic, by przygotować państwo do walki z COVID-19.
Finał jest taki, że na przełomie września i października, gdy wirus uderzył wyjątkowo mocno, Polska — która wedle propagandy PiS od pięciu lat rośnie w siłę, dzięki temu, że Bóg był łaskaw jej zesłać prezesa Kaczyńskiego — okazała się całkowicie bezbronna.
Chodzi nie tylko o sanepid. Chodzi o dzieci w szkołach, pozostawione samie sobie — najpierw bez przemyślenia wysłane do nauki w nowym roku szkolnym, potem w pośpiechu wycofywane ze szkół partiami. Chodzi o szpitale, w których zaczęło brakować miejsc, więc rząd w panice zaczął zajmować stadiony, hale sportowe i targowe centra, przekształcając je w poczekalnie śmierci z podręcznymi chłodniami.
Chodzi o polityczną szulerkę, w której stawką jest nasze zdrowie i życie.
Rząd PiS działał bez żadnej logiki
Opowieść o tym, jak rząd traktował koronawirusa, pokazuje, że nie było w tym nigdy żadnej logiki. Najpierw było lekceważenie, potem strach, wreszcie rozprężenie, które skończyło się paniką.
Zaraza pojawiła się w grudniu 2019 r. w Chinach. Na początku roku była już w Europie. Długo, za długo polskie władze robiły wiele, by jej nie dostrzegać. Ba, by ją bagatelizować.
Pod koniec stycznia 2020 r. prezydent Andrzej Duda spotkał się z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim. Nie kreślili jednak planów walki z pandemią, tylko szusowali na nartach w Zakopanem. W tym czasie we Włoszech byli już chińscy turyści, którzy przywieźli zarazę z Wuhan — wkrótce Italia stanęła na skraju przepaści.
Szumowski bagatelizował w TVN24 doniesienia z Wuhan: „Pamiętajmy, że w 10-milionowym mieście, jakim jest Wuhan, choruje 10 tys. osób. To jeden promil. To nie jest tak, że całe miasto uległo zakażeniu. Z tych 9-10 tys., zmarło w tej chwili około 200 osób, więc około 2 proc. Jak mieliśmy epidemię świńskiej grypy, w samej Polsce mieliśmy około 100 tys. osób chorych. To pokazuje różnicę i skalę zjawiska. Nie wydaje się, że koronawirus jest tak zakaźny jak grypa, przynajmniej na dzień dzisiejszy. Wydaje się, że jest mniej zakaźny (...). Nie jest to dramatyczna ekspansja w tempie błyskawicznym”.
Kilka dni później, 2 lutego, Szumowski zapewniał na konferencji prasowej, że „państwo polskie osiągnęło stan pełnej gotowości”. Stojący u jego boku premier Mateusz Morawiecki deklarował: „Wielu Polaków zadaje sobie dzisiaj pytanie, czy są w obliczu tej panującej w Chinach epidemii bezpieczni. Chcemy podkreślić, że w Polsce jesteśmy bezpieczni”.
Następnego dnia szef sanepidu Jarosław Pinkas zapewniał w TVN24, że Polska poradzi sobie, gdy zostanie wykryty pierwszy przypadek koronawirusa. „Pewnie nie rozprzestrzenimy wirusa, dlatego że mamy dobry nadzór epidemiologiczny. Inspekcja sanitarna ma 101 lat doświadczeń w walce z chorobami zakaźnymi. Zaręczam, że damy radę” — zaznaczył.
Przesłanie o tym, że nie oddamy ani guzika trwało przez cały luty. „Chcemy być przygotowani nadmiarowo, na wszelki wypadek, gdyby wirus pojawił się w Polsce u większej liczby osób” — mówił 24 lutego Morawiecki. — „Wszelkie materiały medyczne, które służą do zapobiegania rozprzestrzenianiu się wirusa, są w dyspozycji w Agencji Rezerw Materiałowych”.
A pod koniec lutego szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk zapewniał: „Jesteśmy przygotowani na koronawirusa niezależnie od skali ewentualnych zachorowań”. Szef sanepidu dodawał: „Strona rządowa prowadzi racjonalną politykę. Kiedy mówimy, że się przygotowujemy, to opozycja od razu: >A co żeście zrobili?
Post edytowany