7 toksycznych treści wychowania katolickiego. „Krzywda, która boli tak, że rozpieprza od środka”Problem z Kościołem nie polega na tym, że piękną religię miłości niszczą pazerni księża zaangażowani w politykę. Przemoc, przekraczanie granic, to nie dewiacja, w którą wpadł główny nurt Kościoła, ale porządek wprost wynikający z dogmatów - pisze Halszka Bezkurkow
problem z Kościołem nie polega na tym, że piękną religię miłości niszczą pazerni księża zaangażowani w politykę. Przemoc, przekraczanie granic, to nie dewiacja, w którą wpadł główny nurt Kościoła, ale porządek wprost wynikający z dogmatów - pisze Halszka Bezkurkow
Ten tekst powstał dzięki wpłatom ponad 7000 regularnych Darczyńców OKO.press. Dołącz i wykup Abonament na wolność słowa SPRAWDŹ >>
„To twoja wina, że tamten człowiek był torturowany. Nieważne, że masz siedem lat i nie miałeś szans zrobić niczego naprawdę złego. Popełniłeś zbrodnie, przez które komuś wbijali gwoździe w dłonie. Rytuał spowiedzi wyrabia to poczucie winy od ósmego roku życia. Nagle raz w miesiącu należy poddać swoje życie szczegółowej analizie i wymyślić wszystko, co powinniśmy byli zrobić lepiej, posługując się szczegółowymi listami grzechów.
Źródłem największego zła i nieczystości jest twoje własne ciało. Ten niepokój i obrzydzenie zostaje w wyuczonych odruchach na lata.
Miłość w katolicyzmie jest przede wszystkim autodestrukcyjna. Nie ma większej miłości niż oddanie za kogoś życia, nie wolno opuszczać przemocowych relacji, poświęcenie i umniejszanie siebie prowadzą do świętości.
Może to zabrzmi trywialnie, ale z Kościoła katolickiego wyszłam z przekonaniem, że coś ze mną nie tak, że nie umiem kochać” – napisała na FB Halszka Bezkurkow. Za jej zgodą publikujemy to bardzo osobiste i zarazem wnikliwe świadectwo wychowania katolickiego jakie odebrała, prób buntu i wreszcie wyjścia z Kościoła. Zachęcamy do dyskusji.
To będzie najdłuższy post w ostatnich miesiącach i chyba dla mnie najtrudniejszy.
Chcę w nim powiedzieć o krzywdzie, co zawsze jest niekomfortowe, krzywdzie, która boli tak, że rozpieprza od środka.
A równocześnie mam poczucie, że wiele osób przeczyta ten post, nawet jeśli przytakując ogólnej wymowie, to jednak z poczuciem, że mówienie o zwykłym katolickim wychowaniu w kategoriach przemocy jest przesadą. Przecież to doświadczenie większości osób w tym kraju i większość z nich nie widzi w tym żadnej krzywdy. Wcale mnie to nie dziwi.
Dostrzeżenie własnego zranienia praktykami, które w naszym społeczeństwie uznaje się za oczywiste, zajęło mi kilkanaście lat.
Wychowanie w kościele katolickim jest też doświadczeniem różnorodnym. Czym innych jest dorastanie w religii sprowadzonej do sporadycznych kulturowych rytuałów, a czym innym, kiedy uczysz się modlić rano, wieczorem i przed każdym posiłkiem, a rodzinne przyjęcia kończy wspólne śpiewanie apelu jasnogórskiego. Inne doświadczenie będzie mieć mężczyzna, kobieta i osoba queerowa. Różny jest też kościół „Tygodnika Powszechnego” od kościoła Radia Maryja, ale doświadczenie wychowania w „lepszym” kościele, o którym będę pisać, niekoniecznie jest mniej krzywdzące.
Bo wbrew głosom powszechnym wśród liberałów,
problem z Kościołem katolickim nie polega na tym, że piękną religię miłości niszczą pazerni księża zaangażowani w politykę. Przemoc, przekraczanie granic, to nie dewiacja, w którą wpadł główny nurt kościoła w Polsce, ale porządek wprost wynikający z dogmatów tej instytucji.
Dlatego moje doświadczenie wychowania religijnego nie jest z pewnością uniwersalne, ale nie jest też zupełnie wyjątkowe. Wynika z samego kanonu katolickiej doktryny i nie wierzę, żebym była jedyną osobą, która widzi je po latach jako przemocowe.
Poniżej moja (niewyczerpująca tematu) lista siedmiu toksycznych praktyk i nauk w wychowaniu katolickim.
1. Patriarchat i hierarchia. Koloratka tylko dla mężczyzn
Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że Kościół katolicki jest największym strażnikiem patriarchatu w naszej kulturze. Zarówno w samym nauczaniu, często sprowadzającym kobietę do funkcji rozrodczych i wprost nakazującym poddanie się woli mężczyzny, jak i w strukturach władzy czy niemal niewolniczej, służebnej pracy sióstr zakonnych.
Warto jednak pamiętać, że nawet na tym zupełnym marginesie Kościoła, gdzie pojawiają się krytyczne głosy o poniżaniu kobiet w tej instytucji, nawet w tych bardzo rzadkich przypadkach, kiedy pyta się je o zdanie, kobieta nigdy nie staje w debacie o doktrynie, kwestiach społecznych czy nawet swojej roli i swoich prawach na równi z mężczyzną.
Kobieta w Kościele katolickim nie ma mocy stanowienia prawa ani przekazywania bożego głosu. Tę rolę i autorytet a priori mają wyłącznie rozliczni mężczyźni niepotrzebujący żadnych kwalifikacji poza koloratką.
Są oni przyzwyczajeni do wypowiadania ostatecznych sądów na tematy, które w żaden sposób ich nie dotyczą, i sprzeciw, w szczególności młodszych kobiet, traktują z emocją, którą można opisać jako coś między duszpasterską troską a pobłażaniem.
Kościół katolicki jest strukturą ściśle hierarchiczną w najgorszym wydaniu. Nieważne jak głupim i podłym człowiekiem byłby lokalny ksiądz, wierni, nawet jeśli przemogą wyuczony respekt, nie mają żadnej mocy, aby zrzucić go ze stanowiska. Mogą jedynie kornie zwrócić się do mężczyzny wyższego od niego hierarchią, który, w zależności czy mamy do czynienia ze zwykłą podłością, czy przestępstwem ściganym z urzędu, zaleci wiernym wyrozumiałość lub dyskrecję i skieruje przestępcę do kolejnej parafii.
Wychowanie w wierze katolickiej zawsze wiąże się ze zinternalizowaniem całego bagna patriarchatu, w którym potem grzęźnie się przez lata po opuszczeniu instytucji Kościoła.
https://oko.press/7-toksycznych-tresci-wychowani...