W latach 2011 i 2018 ojciec Paweł M. wykorzystał seksualnie siostrę zakonną. Nie doszłoby do tych nowych krzywd, gdyby dominikanie prawidłowo zareagowali na wcześniejsze zgłoszenia. – Jestem gotowy ponieść konsekwencje – mówi prowincjał o. Paweł Kozacki.
Polska prowincja dominikanów przechodzi właśnie swoje katharsis. Zakonnicy przyznają, że niewystarczająco wsparli osoby skrzywdzone w latach 1996-2000 we wrocławskim duszpasterstwie akademickim. Chcą wyjaśnienia sprawy do końca. „W sposób jak najbardziej jawny i możliwie szybki” – jak oświadczył prowincjał Paweł Kozacki OP.
Przejrzystość wymaga jednak stanięcia w pełnej prawdzie i uczynienia tego z własnej woli. Nie dzieje się ani jedno, ani drugie. Władze prowincji polskiej nie mówią wszystkiego, co już wiedzą. A cień na deklaracjach o samooczyszczeniu kładzie chronologia.
Okazuje się, że 2 marca br., pięć dni przed publiczną deklaracją ojców dominikanów o chęci wyjaśnienia sprawy ojca Pawła M., do prokuratury trafiła nowa – nieprzedawniona – sprawa kobiety skrzywdzonej przez tego zakonnika. Do czynów doszło wedle identycznego schematu przemocy duchowo-seksualnej, jak przed laty we Wrocławiu. Tym razem osobą skrzywdzoną jest siostra zakonna.
Przełomowe, ale spóźnione
Ta historia wymaga tyle samo dokładności, co delikatności. Zawiera świadectwa skrzywdzonych kobiet, w które trudno uwierzyć – okrutnych i wymyślnych zbrodni fizycznych i psychicznych. Wydaje się nieprawdopodobne, że ich sprawca wciąż jest duchownym. Diabelska analogia między czynami dokonanymi przez o. Pawła M. 20 lat temu (które opinia publiczna poznała w ostatnich dniach), a tymi całkiem niedawnymi, które ujawniamy poniżej, pozwala na spięcie tej historii w jedną całość.
W sprawie s. Małgorzaty nie może być mowy o przedawnieniu karalności czynów – działo się to przed kilku laty. Natomiast sprawa Weroniki i innych kobiet, choć przedawniona, uwiarygadnia historię zakonnicy
Paulina Guzik
Udostępnij cytat
Facebook
Twitter
Ważną rolę odgrywa w tej historii ojciec Leopold (imię zmienione, zakonnik z innego zgromadzenia niż dominikanie). To do niego zgłosiła się zakonnica molestowana przez o. Pawła M. w ostatniej dekadzie. Ojciec Leopold znał wcześniej sprawę Weroniki (imię zmienione), wielokrotnie zgwałconej przez o. Pawła M. przed laty we Wrocławiu. – Choć są to sprawy z dwóch różnych okresów i dwóch różnych przestrzeni, doświadczenia obu kobiet z dominikaninem są całkowicie spójne – mówi mi o. Leopold. On sam chce pozostać anonimowy ze względu na zaufanie, jakim obdarzyła go siostra Małgorzata (imię zmienione), i ze względu na fakt, że miejsce jego zamieszkania zdradziłoby miejsce pobytu skrzywdzonej zakonnicy.
Obie kobiety zeznawały już w tej sprawie w prokuraturze w Katowicach. Zeznawał tam również dominikanin o. Marcin Mogielski, który jako pierwszy poznał sprawę o. Pawła M., odkąd w 2000 roku przejął wrocławskie duszpasterstwo po krzywdzicielu.
Ważne będzie także spojrzenie (w dalszej części tekstu) na wieloletnie zajmowanie się sprawą przez samych braci dominikanów. Niewątpliwie przyszło im mierzyć się z tą niewyobrażalną krzywdą jeszcze w czasach, gdy uniwersalnych procedur działania w takich sytuacjach nie było. Wszystko zaczęło się, zanim wybuchły wielkie skandale w Stanach Zjednoczonych, Irlandii, Francji czy Niemczech. Sprawa jednak ciągnęła się latami, atmosfera w Kościele w tym czasie się zmieniała, a ofiary o. Pawła M. wciąż wołały o zrozumienie. Przez 21 lat dominikanie nie wszczęli ani procesu kanonicznego, ani karnego – choć były podstawy do stawiania zarzutów o popełnienie poważnych przestępstw.
Przełomowy charakter miało oświadczenie wrocławskiego klasztoru dominikańskiego z 7 marca. Ujawnia ono fakty, zawiera prośbę do osób skrzywdzonych o dokonywanie zgłoszeń, zapewnia o bliskości z nimi. Użytego w nim, przepełnionego wrażliwością, języka mogłyby uczyć się wszystkie instytucje kościelne. Wciąż jednak – czego dowodzą poniższe rozmowy i kolejne potworne zranienia – jest to oświadczenie bardzo spóźnione.
Mechanizmy działające w dominikańskich strukturach władzy umożliwiły „morderstwo duszy” kolejnej niewinnej osoby (określenie o. Hansa Zollnera). Nie doszłoby do tych nowych krzywd, gdyby wcześniej dominikanie zareagowali prawidłowo. Powinni byli to uczynić i w 2000 roku, i w ostatnich latach.
Skrzywdzonej Weroniki i o. Leopolda wysłuchałam osobiście. Relację s. Małgorzaty poznałam telefonicznie od niej samej.
Przemoc psychiczna, duchowa, fizyczna i seksualna
Duszpasterstwo Akademickie „Dominik” we Wrocławiu powstało w 1971 roku. Obchodzi właśnie jubileusz 50-lecia istnienia. W 1996 roku jego prowadzenie w powierzono o. Pawłowi M. – charyzmatycznemu kapłanowi o wielkiej sile przyciągania. Na jego msze przychodziły tysiące młodych. Nie każdy jednak mógł wejść do grona najbardziej zaufanych.
– Wybierał osoby, które nie miały gdzie wrócić, dziewczyny, które potrzebowały pomocy – mówi Weronika. – Z każdej strony jesteś otoczona miłością i akceptacją, której w domu nie dostawałaś – dodaje. To było typowe działanie dla sekty, choć to właśnie o. Paweł prowadził równocześnie wrocławski dominikański ośrodek informacyjny o sektach. Do jego grupy należały w większości kobiety. I to one były fizycznie krzywdzone. Manipulacja psychiczna dotyczyła natomiast zarówno kobiet, jak i mężczyzn.
– Tłukł mnie do nieprzytomności, a potem gwałcił. Pamiętam, jak raz uciekłam. Dogonił mnie swoim busem i zaciągnął za włosy do środka. Tłumaczył, że jeśli nie wypełnię we wspólnocie woli Bożej, diabeł zdobędzie cały świat – mówi Weronika.
Po latach okazało się, że nie tylko Weronika doświadczyła przemocy psychicznej, duchowej, fizycznej i seksualnej. Kobiety, będąc w latach 1996-2000 w jednej wspólnocie, nie wiedziały o pozostałych skrzywdzonych. Cała grupa wierzyła bezgranicznie, że musi trwać przy duszpasterzu, jakby świat miał zawalić się bez nich. Oprawca zasłaniał się duchowością i teologią, tłumacząc, że ten, kto jest przeciwko niemu, jest przeciwko Duchowi Świętemu.
– Życie polegało na notorycznej modlitwie, w dzień i w nocy, jakbyśmy byli specgrupą, która uratuje cały Kościół. W czasie modlitwy kazał prorokować, udowadniać, że ktoś coś nieczystego trzyma w sobie, że nie przyjmuje charyzmatów. I nagle miał światło od Pana Boga – zaczynał bić innych, bo tylko w ten sposób był w stanie wydobyć odpowiedź na Boże wezwanie – opowiada Weronika. Normą były dziewięciodniowe nowenny w zamknięciu, posty bez jedzenia i picia albo nakaz odmawiania różańca przez całą noc.
Ojciec Paweł spędzał z dziewczynami długie godziny w konfesjonale. – Akty seksualne były tylko moim grzechem, dla niego było to jedynie rozeznawanie nieczystości – wspomina Weronika. – Rozeznawanie, posłuszeństwo i wina to były jego słowa klucze. Często straszył, że jeśli czegoś nie zrobisz, ucierpi ktoś z twojej rodziny.
Dziewczyny zawalały kolejne egzaminy na studiach. – Nie było kiedy chodzić na uczelnię. Jeśli dostawałyśmy rano informację, że mamy odmówić dziesięć razy cały różaniec, to już nie było czasu na zajęcia. Sama wyparłam to z pamięci, ale koleżanka mi przypomniała, że raz pożyczyła mi buty, abym mogła iść na egzamin. Paweł rozeznał, że trzeba mi je zabrać – opowiada skrzywdzona kobieta.
-20%
Nie ma wiary bez pytań
28,00 zł
35,00 zł
Do koszyka
Dostępny także e-book
Do pierwszego gwałtu doszło podczas jednego z wyjazdów, nazwanego „ewangelizacyjnym”. Weronika: – Obudziłam się w nocy, dusił mnie ręką i syczał do ucha, że jak zacznę krzyczeć, to znaczy, że jestem niewierna Bogu i komuś bliskiemu stanie się krzywda. W tym samym czasie już ściągał mi bieliznę. Kiedy po wszystkim poszłam się umyć, wpadł do łazienki, docisnął mi głowę do szyby i zrobił to jeszcze raz.
Później gwałty były regularne: – Gwałcił nie tylko kilka razy w tygodniu, czasem kilka razy dziennie. Dopiero po latach dowiedziałyśmy się, że urządzał wycieczki od pokoju do pokoju.
Jak w klasycznej sekcie – wykorzystywał też młodych finansowo. Wymuszał przekazywanie książeczek mieszkaniowych, oszczędności, prace na rzecz wspólnego lokum: – Gdyby nam kazał za sobą skoczyć w ogień, to byśmy to zrobili. I nikt by o tym nie wiedział. Paweł miał obsesję trzymania wszystkiego w tajemnicy.
Kara – nie kara?
W roku 2000 o. Paweł M. zostaje przeniesiony z Wrocławia. Opiekę nad duszpasterstwem przejmuje o. Marcin Mogielski. To jego rodzony brat Marek, wychowawca Ogniska św. Brata Alberta w Szczecinie, odbijał się od kurialnych drzwi, gdy z innymi wychowawcami próbowali zgłosić krzywdy wyrządzone wychowankom przez ks. Andrzeja Dymera. Trzy lata później sam Marcin Mogielski zbierze świadectwa osób wykorzystanych w jego rodzinnym Szczecinie, wciągnie do walki o sprawiedliwość swoich prowincjałów Macieja Ziębę i Krzysztofa Popławskiego, a w efekcie będzie przez lata oczerniany przez szczecińskich hierarchów (więcej na ten temat w reportażu „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie”).
https://wiez.pl/2021/03/24/dominikanska-recydy...