Wydaje się na pierwszy rzut oka dziwne i niezrozumiałe, w jaki sposób (...) w wieku wysokiej kultury, szerokiej publicystyki i propagandy, ułatwionych środków i komunikacji, oświaty i wolności, można wyrywać spośród środowiska kobiety i dziewczęta, wywozić je i oddawać w haniebną niewolę domów nierządu albo rozpusty ulicznej (...)" — pisał Witold Chodźko, autor pracy "Handel kobietami" z... 1938 r.
https://www.onet.pl/styl-zycia/onetkobieta/polki-l...
Varsovia
Trzon przestępczej organizacji stanowili Żydzi polskiego pochodzenia, dumnie przedstawiających się jako Varsovia, a dokładnie "Towarzystwo wzajemnej pomocy i prawidłowego grzebania", na co gmina żydowska Buenos Aires — orientując się z kim ma do czynienia — tupnęła w złości nogą. Tymczasem, jak tłumaczył Chodźko, panowie działali zupełnie legalnie i jawnie. Nazwę zmienili dopiero po protestach polskiego posła w 1928 r., oddając hołd swojemu pierwszemu prezesowi [ Luis Zvi Migdal — red.].
Uważa się, że do 1929 r. Zwi Migdal składała się z ok. 500 sutenerów, kontrolowała dwa tysiące domów publicznych i wykorzystywała 30 tys. kobiet, a swoje siedziby miała nie tylko w stolicy Argentyny, ale również w Brazylii, RPA, Indiach, Chinach oraz — rzecz jasna — w Polsce. Jej dochody sięgały natomiast niemal 50 mln dol. rocznie. Hulaj dusza, piekła nie ma! Władze nawet nie kiwnęły palcem, by odmienić los więzionych Żydówek, tylko pogarszając go dziurawym prawem. Proceder był komuś na rękę, przecież pieniądze płynące z nierządu trafiały też i do państwowej kasy. Aż wreszcie na scenę wkroczyła Rachela Lieberman.
Był początek lat 20., gdy polska Żydówka przybyła do portu w Buenos Aires, trzymając za ręce dwóch maleńkich synów. Ich ojciec Jakob Ferber wyjechał rok wcześniej i liczył, że Argentyna przyniesie im szczęście. Za kilka miesięcy złapał gruźlicę, z której już nie wyszedł, zostawiając Lieberman na pastwę losu. Owdowiała 22-latka, mając na utrzymaniu dzieci i nie znając słowa po hiszpańsku, zwróciła się do żydowskich kupców z Buenos Aires. Opuściła małą wioskę Tapaquè, gdzie osiedliła się rodzina jej męża i ruszyła po lepsze życie.
Rachela, która się nie bała
W stolicy owszem czekała praca, tyle że nie szwaczki, jak jej obiecano. Z dnia na dzień matka bez grosza przy duszy została prostytutką, której ścieżki wreszcie musiały skrzyżować się ze Zwi Migdal. Rachela miała jednak znacznie lepszą pozycję niż inne Żydówki, w tym choćby Sofia Chamys.
REKLAMA
Owa 13-latka mieszkała w sztetlu pod Warszawą, gdy pewnego dnia na Placu Zamkowym zaczepił ją Isaac Boorosky, mówiąc, że szuka pomocy w domu swojej matki. Elegancko ubrany Żyd był w rzeczywistości alfonsem wysłanym prosto z Argentyny. Przekonał rodziców Sofii, że chce ją za żonę, a że interesy czekały, to raz-dwa wziął z nią rytualny ślub. Dostali błogosławieństwo, ruszyli w drogę, a pięć lat później kontrolowanej przez Isaaca i jego "wspólników biznesowych" Chamys nie było już wśród żywych.
Lieberman obiecała sobie, że przetrwa i choć oddawała procent zarobków swojemu alfonsowi, to szybko stać ją było na wykupienie nie tak dawno wyrwanej siłą wolności. Przed 30. otworzyła sklep z antykami na Avenida Callao, jednej z najdłuższych ulic Buenos Aires i została żoną Józefa Salomona Korna.
Młoda kobieta nie wiedziała wtedy jeszcze, że wchodzi do paszczy lwa — małżeńską przysięgę składała w siedzibie... Zwi Migdal, a mąż zdjął maskę, za którą skrywała się twarz stręczyciela. Cokolwiek od niego usłyszała okazało się kłamstwem, bo po wypowiedzeniu sakramentalnego "tak" wysłał ją wprost do piekła. Tak jak wysyłał dziesiątki innych zapatrzonych w niego kobiet. Ale Rachela nie zamierzała się poddać, licząc, że pomocną dłoń poda jej inny żydowski biznesmen, Simon Brutkiewicz. Znała go, ufała mu, więc skąd miała wiedzieć, że to on był prezesem Zwi Migdal. Przyszedł więc czas szukać ratunku gdzie indziej.
Zobacz także: Handel kobietami kwitnie na naszej granicy? Ekspertka mówi, co tam widziała
8 skazanych
W tym czasie miejscowa społeczność zaczęła stawiać opór, tworząc stowarzyszenia, wśród których prym wiodły Soprimitis i Ezrat Nashim. Pierwsze pomagało żydowskim imigrantom w Argentynie, którzy już wpadli w ręce sutenerskiej siatki, druga natomiast działała w porcie w Buenos Aires i ostrzegała samotne młode kobiety przed alfonsami. Tyle że żadne z nich nie mogło zrobić więcej dla Racheli, aniżeli władze.
REKLAMA
W Sylwestra 1929 r. kobieta stawiła się przed Julio Algasarayem, zastępcą komisarza policji w Buenos Aires, aby opowiedzieć swoją historię i zostać jego informatorką. Algasaray od lat czekał, aż ktoś się zgłosi, jednocześnie zbierając informacje i dowody przeciwko zbrodniczej organizacji. W końcu miał ich tyle, że przed oblicze sprawiedliwości i sędziego Rodrigueza Ocampo wezwano 434 członków Zwi Migdal. Aresztowano jedynie 112.
"Argentyna nie podpisała żadnej konwencji w sprawie walki z handlem kobietami i nie uważa go za przestępstwo, Sąd Najwyższy polecił zwolnić większość handlarzy, ukarano jedynie 8 za drugorzędne wykroczenia" — tłumaczył polski autor.
Ale proces był punktem zwrotnym dla zwyrodnialców. Biznes sypał się im jak domki z kart: zamykano domy publiczne, a kolejni sutenerzy byli deportowani i osadzani w więzieniach. W Argentynie ostatecznie skazano osiem osób "za drugorzędne wykroczenia".