Homo-pedofile
Film Tomasza Sekielskiego nie jest perfidnym atakiem na Kościół pomimo, że odkryć tam można manipulację dźwiękiem i obrazem. Polega ona na wielokrotnym zestawieniu ze sobą obrazu krzyża i kościelnej muzyki z zeznaniami na temat księży pedofilów w tle, co ma sugerować, że zboczenie jest istotowo wpisane w katolicką doktrynę. Mimo tej manipulacji nie należy jednak traktować filmu jako antyklerykalnej propagandy. Dlaczego tak sądzę? Dlatego, że o tym, co złe, należy nie tylko mówić, ale wręcz krzyczeć. Niestety, Sekielski pominął pewien wątek, o którym również należy powiedzieć, aby obraz był pełny.
Chociaż Tomasz Sekielski kilkakrotnie powołuje się na wypowiedzi Adama Nowaka, prawnika, autora książki „Żeby nie było zgorszenia”, a zarazem ofiarę pedofilii, to pomija stawianą przez niego tezę, z której wynika, że promowanie homoseksualizmu w przestrzeni publicznej przyczynia się do wzrostu przestępstw pedofilskich wśród księży. Tę sprawę opisuję w mojej premierowej książce „Moja walka o prawdę”.
Dla wielu może to się okazać dużym szokiem, ale problem homoseksualizmu wśród księży, który jest – jak widać – niemałym kłopotem, a który niczym balonik pompuje lwia część kościelnej hierarchii, a także „michnikowszczyzna”, tworzy swoistą syzygię z problemem pedofilii.
Mógłbym to wykazać, opisując szereg pedofilskich skandali wśród duchownych, jednak – rzecz jasna – moja empiria może być dla wielu mało przekonująca, dlatego posłużę się wynikami oficjalnych badań. Na statystyki przedstawione podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Mowie Nienawiści i Ochrony Praw Człowieka (6 kwietnia 2018), powoływał się mecenas dr Artur Nowak, autor książki „Żeby nie było zgorszenia”, i stwierdził, że ofiarami księży pedofilów są głównie chłopcy (80%)
Wyniki są odwrotnie proporcjonalne do tego, co dzieje się poza katolickimi plebaniami. Jaki z tego morał? Artur Nowak i pozostali paneliści, w tym zadeklarowana lewaczka Joanna Scheuring-Wielgus, obawiali się powiedzieć przed kamerami, że taki stan rzeczy to owoc homoseksualnej propagandy, za którą odpowiadają sami inspiratorzy badania. Wyniki świadczące o dominującej homo-pedofilii wśród księży nie biorą się z faktu, iż księża mają łatwiejszy dostęp do nieletnich chłopców, na przykład udzielających się w liturgicznej służbie ołtarza. Przecież tak często jak z ministrantami, księża pedofile pracują także z dziewczynkami, które udzielają się w scholi czy działają w oazie. Ponadto, mając pełną dokumentację i certyfikaty pedagogiczne, tak samo jak inni wychowawcy, organizują wyjazdy i koedukacyjne kolonie. Pedofilia u księży, która woła o pomstę do nieba, to przede wszystkim skutek promocji i akceptacji homoseksualizmu wśród kleru, za co odpowiadają środowiska lewicowe i lwia część kościelnej hierarchii. Zatem odpowiedzialność za problem homo-pedofilii w kościele spada nie tylko na zamiatających brudy pod dywan „pobożnych” purpuratów, ale zwłaszcza na akceptującą wszelkiej maści dewiacje, obłudną „michnikowszczyznę”, która dla poklasku piętnuje pedofilię wśród księży na wszelkie możliwe sposoby. Wobec tego jeżeli chcemy skutecznie zwalczyć problem seksualnego wykorzystywania dzieci przez duchownych, musimy rozpocząć od walki z homo-propagandą i kościelnym homo-lobby promującym gejów w sutannach. Przecież nie jest żadną tajemnicą, że ksiądz, tak jak każdy człowiek, jest potencjalną ofiarą każdej propagandy, także tej homoseksualnej.
https://wprawo.pl/2019/05/13/j-miedlar-recenzuje...