Prawo i Sprawiedliwość zawarło wiele lat temu sojusz z polskim chamem. Nie z przedstawicielem polskiego ludu,
który ma określone aspiracje i tak samo, jak za Kościuszki, jak w czasie powstania styczniowego,
czy w międzywojennej Polsce, łaknie modernizacji, oświaty dla swoich dzieci - po prostu zasobniejszego bytu,
ale sojusz właśnie z polskim chamem. Cham, czyli prymityw niezdolny do rozumienia czegokolwiek i dlatego zawsze
łaknący prostych,
często spiskowych wyjaśnień swojej nędzy, sfrustrowany sobą samym i tym, jak traktują go inni
(popełniający od stuleci ten sam grzech wobec chama, grzech zaniechania i pogardy).
Cham nienawidzący wszystkich elit i spragniony przynależności do jakiejś wspólnoty, bez zaangażowania w to
osobistego wysiłku,
niejako z klasowego, czy rasowego automatycznego przydziału. Ten cham stanowi właśnie o sile bolszewików polskiej
"prawicy".
Wszystko jedno, czy rzeczywistość wyjaśni mu Ojciec Dyrektor razem z Robesspierem Pospieszalskim,
czy zrobi to sam Jarosław Zbawiciel, cham jest gotowy na uwiedzenie.
Wizja świata musi być prosta i zawsze zawierać element tłumaczący status chama: jego nieudaczność i biedę.
Polski cham nie zna historii Polski. Nie zna, bo nigdy się jej nie nauczył, nawet jeżeli ktoś nauczyć go jej
próbował.
Historia Polski nie jest zresztą dobra dla bolszewickiego planu. Za dużo w niej nagłych zwrotów akcji,
niejednoznaczności i finezji. Za dużo idei, często sprzecznych ze sobą, właśnie wieloznacznych,
nie dających się wepchnąć w ramy jednej definicji.