Chcieliśmy komunę ... mamy :)

Mariusz Fojcik
l3 gtgneSopcoSngsdzo.rsed ·
Gazety Wyborczej można nie lubić. Michnika też można nie lubić. Mnie to nie dotyczy, jednak przeciwników GW, ma sporo.
Z faktami trudno jednak się spierać. Mimo że tekst jest długi, warto te kilka chwil poświęcić na przeczytanie. Nie daje linka, wklejam tekst gdyż nie wszyscy mają prenumeratę.
Adam Michnik:
Jestem redaktorem naczelnym „Gazety Wyborczej”. Jestem nim od trzydziestu dwóch lat, gdy w 1989 r., bez przemocy i drogą kompromisów oraz wyborów parlamentarnych, został w Polsce stworzony porządek demokratyczny. „Gazeta Wyborcza” była ważnym symbolem tej zmiany – był to pierwszy dziennik od Łaby do Władywostoku całkowicie niezależny, wolny od cenzury i jakichkolwiek nacisków politycznych. Naszą drogą podążyły inne kraje. „Gazeta Wyborcza” powstała jako głos opozycji demokratycznej w kampanii przedwyborczej.
Broniliśmy wtedy wartości elementarnych: swobody mediów, praw obywatelskich, niezależnego wymiaru sprawiedliwości, wielkiej reformy, która otworzyła drogę od gospodarki nakazowo-rozdzielczej do gospodarki rynkowej, od dyktatury monopartyjnej do demokracji parlamentarnej, od społeczeństwa strachu do społeczeństwa wolności.
Sukces „Gazety Wyborczej” był porównywalny z sukcesem polskiej transformacji. Po długich latach dyktatury Polacy poznali smak życia w wolności i państwie prawa. Obecnie to zwycięstwo sprzed trzydziestu dwóch lat jest zagrożone.
Wolne media, wróg reżimu
W Polsce – ale też w niektórych innych krajach – obserwujemy pełzający zamach stanu. Państwo prawa przeobrażane jest w państwo partyjne. Trybunał Konstytucyjny, prokuratura, policja, służby specjalne stały się służbami jednej partii o kłamliwej nazwie Prawo i Sprawiedliwość. Media publiczne zostały przez nią w pełni zawłaszczone i zamienione w machinę bezwstydnej propagandy porównywalnej z mediami putinowskimi czy w Turcji erdoganowskiej. Niezależne media są traktowane jak wróg i atakowane z nienawiścią, którą znamy z niektórych wystąpień byłego prezydenta USA Donalda Trumpa. Jesteśmy traktowani jak wróg, ponieważ jesteśmy niezależni i mamy odwagę pisać prawdę.
Raz jeszcze sięgnijmy do Szekspira. Czytamy w słynnym monologu „Hamleta”:
Przyjdzie wam usłyszeć
o czynach krwawych, wszetecznych, wyrodnych
o chłostach trafu, przypadkowych mordach,
o śmierciach skutkiem zdrady lub przemocy.
O mężobójczych planach, które spadły
na wynalazcy głowę. O tym wszystkim
Ja wam dać mogę wieść dokładną.
Sens działań władz jest oczywisty. Pragnie ona, by o tym wszystkim nie wolno było mówić, a wszystko funkcjonowało na komendę rządzących. Dlatego krok po kroku, metodą salami – po cienkim plasterku – tak mawiał Rákosy, węgierski dyktator, nazywany małym Stalinem – likwidowane są kolejne bezpieczniki ładu demokratycznego. Powtórzmy, niezależne media traktowane są przez reżim rządzących jak wróg, a ten reżim nie czyni z tego sekretu. Premier Mateusz Morawiecki mówił bezwstydnie, że 80 proc. mediów należy do jego przeciwników. Oznacza to tyle, że są to media mające choćby ślad niezależności.
Reżim Jarosława Kaczyńskiego organizuje regularne nagonki na krytyczne wobec rządu redakcje, także na „Gazetę Wyborczą”. Instytucje związane z partią rządzącą oraz jej nominaci zalewają sądy pozwami przeciwko krytycznym dziennikarzom, domagając się niebotycznych odszkodowań i usunięcia niewygodnych materiałów z portali internetowych. Ta praktyka jest znana jako SLAPP, ma na celu zastraszenie i uciszenie niezależnych mediów. „Gazecie Wyborczej” ludzie PiS wytoczyli już ponad 50 procesów. Nie ma miesiąca, byśmy nie dostawali kolejnych pozwów.
Władza i kontrolowane przez nią przedsiębiorstwa zrezygnowały z prenumerowania krytycznych mediów, nawet podczas pandemii nie zamieszczają w nich ogłoszeń, jednocześnie strumień pieniędzy płynie do redakcji zajmujących się prorządową propagandą. W ciągu pięciu lat PiS przekazał im 5,4 mld zł (1,35 mld euro).
Niezależnych dziennikarzy szykanuje też reżimowa propaganda, szczuje na nich swoich zwolenników, zarzucając im, że są instrumentem zagranicznych wrogów Polski. W ten sposób próbuje się nam odebrać wiarygodność.
Rosyjskie wzorce repolonizacji
Na szczęście po naszej stronie są czytelnicy, słuchacze niezależnych rozgłośni, widzowie niezależnych stacji telewizyjnych. Dlatego też obserwujemy przypadki inwigilowania dziennikarzy przez służby specjalne, a na antyrządowych demonstracjach policja, działając na polecenie politycznych zwierzchników, używa wobec relacjonujących dziennikarzy gazu łzawiącego i przemocy.
Od kilku lat reżim straszył nas przejmowaniem niezależnych i niepokornych mediów. I ten proces właśnie się rozpoczął. Państwowy koncern paliwowy PKN Orlen, kierowany przez pisowskiego nominata, przejął kilkadziesiąt regionalnych dzienników i tygodników oraz kilkaset internetowych portali należących do wydawnictwa Polska Press, a nikt nie przypuszcza, że uczynił to, by chronić ich niezależność. Na wzór rosyjskiego Gazpromu, który w 2001 na polecenie Kremla przejął telewizję NTW, jest to sposób, by zniszczyć w Polsce głos wolny i niezależny.
Jednocześnie Orlen przejął wielką firmę zajmującą się kolportażem prasy w całym kraju. To nic innego, jak metodycznie zakładany kaganiec na wolność.
Kontrolowany przez PiS urząd antymonopolowy w błyskawicznym tempie wydał zgodę na przejęcie dziesiątek tytułów przez Orlen, ignorując fakt, że ten krok naruszy równowagę na rynku mediów. Ten sam urząd po prawie dwuletnich rozważaniach bezprawnie odmówił Agorze, wydawcy „Gazety Wyborczej”, zgody na zakup Radia ZET. Obydwie decyzje wydano z politycznej motywacji, by wzmocnić prorządową propagandę i osłabić niezależne media.
Haracz, jaki rządzący PiS chce nałożyć na redakcje pod pretekstem wprowadzania „solidarnego podatku od reklamy”, ma podczas wywołanego pandemią kryzysu zniszczyć media i ułatwić ich przejmowanie przez państwowe spółki. Wtedy Polska stanie się – jak Rosja i Węgry – krajem praktycznie bezwolnych mediów.
Walka o przyszłość UE
Niszczenie wolnych mediów to jeden z wielu frontów wojny, jaką władza wypowiedziała polskiej demokracji i społeczeństwu obywatelskiemu. Po przejęciu kontroli przez rządzący reżim nad prokuraturą, TK czy SN Polska nie jest już państwem prawa. Jest państwem rządzącej partii, która stopniowo przeobraża nasz kraj w chorego człowieka wspólnoty europejskiej. Ta walka, która toczy się dziś w Polsce, jest także walką o przyszłość Unii Europejskiej, gdzie także nie brakuje amatorów takich antydemokratycznych rozwiązań.
Używam słów ostrych, bo już minął czas ostrożnych eufemizmów. Atak na wolność mediów w Polsce to otwarta droga do podważenia wartości Unii Europejskiej. Taka agresywna retoryka, która dobiega dziś od rządu z Warszawy czy Budapesztu, towarzyszyła brexitowi, a także tym, którzy chcieli uniemożliwić demokratyczny werdykt w Waszyngtonie, atakując Kapitol. Słowa są jak nóż – można nim kroić chleb, ale można człowieka zaszczuć i zabić. To, co proponują wrogowie wolnych mediów, to jest zabójstwo uczciwego języka. Widać to w budowaniu skłamanej narracji o polskiej historii, o polskiej kulturze, o polskiej tradycji. Znamy dobrze z nieodległej przeszłości losy krajów i narodów, które nie chciały bronić własnej demokracji. Dlatego te demokracje przegrywały.
Mamy przed sobą jeszcze wiele zmagań. Władza w Polsce ogranicza swobodę badań naukowych, chce zmieniać podręczniki szkolne, posługiwać się mową nienawiści, gdzie pełno ksenofobii i homofobii, ogranicza swobodę dostępu do informacji publicznej, utrudnia pracę organizacjom samorządowym. Broniąc wolności europejskiej w Polsce, będziecie bronić UE, która jest wielką wspólną szansą dla nas wszystkich.
Czas eufemizmów się skończył. List do posłów Parlamentu Europejskiego przed debatą o wolności mediów w Polsce

Idziesz spokojnie Podchodzi do ciebie grupa 5 lub 6 zamaskowanych milicjantów. Nie mają imienników, za to trzeszczące krótkofalówki z groźnie brzmiącymi reprymendami Czujesz niepokój, bo nigdy nie miałeś styczności z grupą antyterrorystyczną. Nie wiesz co odpowiedzieć, bo też nie wiesz dlaczego i co oni od ciebie chcą. Na szczęście masz znajomych i telefon. Dzwonisz i prosisz o pomoc. Gdy dołącza do ciebie grupa oburzonych ludzi,natychmiast zaczyna się strofowanie. Panowie milicjanci nie wiedzą,że ich obowiązkiem jest się wylegitymować, że muszą podać podstawę prawną, na jakiej zakłócają spokój człowiekowi. Wiedzą za to,jak być aroganckim,prymitywnym i złośliwym. Porównania do niepełnosprawnych i gluchych są nie tylko nie na miejscu. Obnażają butę i brak profesjonalizmu. A przede wszystkim brak szacunku wobec drugiego człowieka. No bo Niepełnosprawny czy Gluchy to jakiś gorszy czy głupszy... Panowie milicjanci nie lubią gdy zaczepiony przez nich osobnik wspomaga się obecnością prawnika, domagając się jego legitymacji. I tutaj nie mają szczęścia, bo okazuje się że i z tym tzw."publiczność " sobie radzi. Panowie milicjanci to,co wyczyniacie nie jest już ani śmieszne ani ciekawe. Żal, poczucie porażki, kompromitacja i kompletny brak merytorycznej dyskusji. A mieliście służyć NARODOWI... W zamian tego nękacie w sposób nachalny ludzi ,na siłę szukając podstaw waszych poczynań. My nie szukamy sensacji Sami te sensacje tworzycie I nie jest to powód ani do dumy dla was ani do radości dla nas. Wy po jednej,my po drugiej stronie-wszyscy jesteśmy świadkami upadku, zawodowej i osobistej klęski moralnej. I wierzcie mi- nikogo z nas to nie raduje Dołączajcie do nas! Jest nas coraz więcej! Walka o Wolność - Strażnicy Wolności https://www.facebook.com/niezalezni1/videos/10298452341...

Prokuratura bada, czy nie doszło do przestępstwa z art. 191 kk, a pokrzywdzoną ma być Krystyna Pawłowicz
Art. 191 kodeksu karnego opisuje "stosowanie przemocy wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia". Grozi za to kara więzienia
Prawnik z Helisńskiej Fundacji Praw Człowieka zwraca uwagę, że dziennikarz OKO.press był przesłuchiwany jako świadek, choć faktycznie jest on podejrzanym
Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Do całej sytuacji doszło 22 października 2020 r. tuż po ogłoszeniu wyroku TK w sprawie aborcji. Dziennikarz OKO.press Robert Kowalski wraz z operatorem postanowili udać się pod dom Krystyny Pawłowicz, aby zapytać ją o komentarz.

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Ziobro chce uchylenia wyroku za pomówienie Durczoka przez dziennikarzy "Wprost"

Prokuratura wciąż analizuje sprawę aborcji
Z relacji dziennikarza wynika, że w momencie, gdy Krystyna Pawłowicz podjechała pod dom limuzyną, stał w odległości 50 m od sędzi. Przedstawił się i powiedział, że chce porozmawiać o wyroku TK. W tym momencie Krystyna Pawłowicz zaczęła krzyczeć "Policja, ratunku, pomocy, policja!".

REKLAMA

Była posłanka, ciągle wołając o pomoc, nie skierowała się do domu, lecz zaczęła iść w kierunku osiedlowego sklepu. W tym czasie dziennikarz cały czas tłumaczył, że chce tylko zadać pytania i nie stoi jej na drodze, aby mogła wrócić do domu. Pawłowicz weszła do sklepiku, gdzie wezwała policję i tam czekała na przyjazd służb. Policjanci po przyjeździe na miejsce stwierdzili, że dziennikarz nie stanowi zagrożenia. Odprowadzili Krystynę Pawłowicz do domu, gdyż jak tłumaczyli, "jest ona obywatelem naszego kraju i poczuła się zagrożona".

Dziennikarz zapewniał, że przez cały czas nie zbliżył się do sędzi na bliżej niż 10-20 m i ani razu nie zagrodził jej drogi do domu, a także niczym jej nie groził. Z całego zajścia można obejrzeć nagranie.


Inną wersję na antenie TVP Info przedstawiała jednak Krystyna Pawłowicz. Stwierdziła, że zaatakowało ją "dwóch młodych mężczyzn, meneli można powiedzieć", kiedy wróciła po czwartkowym posiedzeniu Trybunału Konstytucyjnego. - Oni są bezkarni, oni mówią, że im wolno chodzić, pytać, jakiś suweren, nie wiadomo co, no bandyterka zwykła – relacjonowała Krystyna Pawłowicz "Wiadomościom" TVP .

Krystyna Pawłowicz z ochroną SOP "ze względu na dobro państwa"
Pawłowicz, która była członkinią składu orzekającego ws. zapisu o aborcji w przypadku ciężkiego uszkodzenia płodu, mówiła, że była nękana przez "nieznanych sprawców".


Prokuratura przesłuchuje dziennikarza "na razie jako świadka"
Sprawą, jak się okazuje, postanowiła zająć się prokuratura. OKO.press informuje, że 17 marca 2021 r. Prokuratura Rejonowa przesłuchiwała przez cztery godziny dziennikarza i filmowca Roberta Kowalskiego. Jak to określiła sama prokuratura "na razie w charakterze świadka". Bada ona, czy nie doszło do przestępstwa z art. 191 kk, a pokrzywdzoną ma być Krystyna Pawłowicz.

Art. 191 kodeksu karnego opisuje "stosowanie przemocy wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia”. To przestępstwo zagrożone jest karą więzienia do trzech lat.

REKLAMA

Krystyna Pawłowicz zaatakowała dziennikarza Polska Press. "Nikczemny kłamco!"
Konrad Siemaszko, prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, w rozmowie z OKO.press zwraca uwagę na dwa problemy związane z całą sprawą. Pierwszym jest to, że prokuratura potraktowała pracę dziennikarza jako formę przemocy czy groźby karalnej, co jest zagrożone karą więzienia. - Drugi problem to przesłuchanie jako świadka osoby faktycznie podejrzanej – bo przecież Robert Kowalski jest jedyną taką osobą - mówi Siemaszko.

- Jeśli prokuratura kogoś podejrzewa, to często najpierw przesłuchuje go jako świadka, dopiero potem stawia zarzuty. To nie powinno mieć miejsce, bo stanowi naruszenie prawa do obrony - dodaje.

Status świadka różni się od podejrzanego i w uproszczeniu wolno takiej osobie mniej. Osoba, której postawiono zarzut, nie musi dowodzić swojej niewinności, nie musi dostarczać dowodów na swoją szkodę. Wolno jej zatajać informacje, a nawet podawać nieprawdę. Tymczasem świadek musi mówić wszystko, co wie i może ponieść odpowiedzialność za podanie nieprawdy. https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/dzie...