Spacerek z psem

Maksior, ale ja mu nie muszę ufać, prawda?

Sytuacja z zeszłego tygodnia. Biegnę sobie od stadionu w stronę Rynku, więc mijam park. W głębi parku (było już ciemno) widzę faceta z psem. I ten pies leci w moją stronę. W pewnym momencie zauważyłam, że to amstaff, bez kagańca i oczywiście bez smyczy. Boję się tych psów i nie lubię tej rasy - mam prawo. Zatrzymałam się, bo już sobie wyobrażałam, że piesek jak będę biec pobiegnie za mną i wygryzie mi wielką dziurę w czterech literach. Krzyczę do właściciela (bo był daleko), czy jest normalny, że taki pies bez smyczy i kagańca biega. Odpowiedź - A co cię to k.... obchodzi? Więc wrzeszczę, że takie bydlę powinno być na smyczy. Odpowiedź - przestań się wydzierać. Pies pobiegł z powrotem do właściciela i ja też w nogi coby mi właściciel po gębie nie nakładł. Jakieś dwa dni później przejeżdżałam samochodem a znajomy pan z pieskiem (Pusią lub Pimpkiem zapewne) znów na wieczornej przechadzce i Pusia znów luzem. No zabić się można. Tyle się słyszy o atakach psów, szczególnie na dzieci a do takiego idioty nie dotrze - no grochem o ścianę. Następnym razem zadzwonię po policję i będę normalnie w krzakach siedzieć i czekać na nich, ewentualnie śledzić pana i Pusię/Pimpka i podam policji adres spacerowicza.