Dzisiaj jest rocznica tragedii w Pawłokomie, o której jak nam się wydaje w Polsce nadal jest brak wiedzy, z tej okazji postanowiliśmy przetłumaczyć dla Państwa ten artykuł i będziemy wdzięczni za jego udostępnienie.
- - -
"Teraz tu będzie Polska!"
Tragedia ukraińskiej wsi Pawłokoma.
Rano 3 marca 1945 roku ukraińska wieś Pawłokoma, położona na zachód od Przemyśla, została zaatakowana przez oddział Armii Krajowej dowodzony przez porucznika Józefa Bissa „Wacława”. Atak Polaków, którego ofiarą padło 366 Ukraińców, był tylko epizodem wojny polsko-ukraińskiej 1942-1947.
Wieś Pawłokoma leży w dolinie Sanu, 40 km na zachód od Przemyśla (obecnie powiat rzeszowski województwa podkarpackiego Rzeczypospolitej). Pierwsza pisemna wzmianka o wsi jest datowana na 13 października 1441 roku, kiedy przeszła we własność kasztelana przemyskiego Mikołaja Kmity. Dokumenty świadczą, że już w 1595 roku działała tam parafia obrządku wschodniego.
Obecnie ludność Pawłokomy jest etnicznie jednolita - polska. Lecz jeszcze przed II wojną światową była przeważnie ukraińska: funkcjonowały tu cerkiew greckokatolicka, ukraińska szkoła, Dom Ludowy i czytelnia Towarzystwa "Proswita", spółdzielnia mleczarska. Wieś liczyła 1370 mieszkańców, wśród których było 1190 Ukraińców, 170 Polaków (w tym 100 kolonistów) i 10 Żydów. Relacje pomiędzy Ukraińcami a Polakami w okresie międzywojennym układały się nie najlepiej. Pierwsi często znajdowali się pod wpływem OUN i byli zwolennikami odbudowy ukraińskiej niepodległości, drudzy natomiast mieli skrajnie nieprzychylny stosunek wobec aspiracji Ukraińców.
Zemsta za zaginionych Polaków?
Podczas wojny miejscowość po kolei przechodziła pod niemiecką i sowiecką okupację. W końcu na początku 1945 roku Armia Czerwona opuściła Pawłokomę, ludność została sam na sam z polskim podziemiem, które jak się okazało właśnie na to czekało.
Polscy historycy, zwłaszcza Zdzisław Konieczny, uważają, że "akcja" w Pawłokomie nosiła wyłącznie odwetowy charakter - 21 stycznia zbrojny oddział w liczbie około 60 osób porwał siedmiu Polaków i jedną propolsko nastawioną Ukrainkę. Zdzisław Konieczny, w ślad za polskimi mieszkańcami wsi, twierdzi, że był to oddział UPA. Natomiast ukraiński historyk z Polski Eugeniusz Misiło w swojej książce "Pawłokoma 3 III 1945", w oparciu o świadectwa osób, które przeżyły udowadnia, że była to grupa specjalna NKWD, co potwierdzają jednakowe wojskowe stroje jej uczestników oraz fakt, że na początku 1945 roku w powiecie brzozowskim (do którego wówczas należała Pawłokoma) nie było oddziałów UPA, gdyż większość odeszła w góry lub rozeszła się ze względu na znaczącą przewagę liczebną sowieckich wojsk w regionie. Podkreśla również, że w okolicach Pawłokomy działały pododdziały NKWD i zdarzały się przypadki, że AK błędnie brała je za UPA.
W każdym razie, czy można uważać za uzasadnioną krwawą rozprawę z mieszkańcami wsi jako odwet za zniknięcie w nieustalonych okolicznościach kilku osób?
Zaplanowana akcja?
Zakończenie drugiej wojny światowej i uwolnienie spod niemieckiej okupacji nie przyniosło Ukraińcom z nad Sanu długo wyczekiwanego pokoju, wręcz przeciwnie - same nieszczęścia, tułaczkę i często śmierć. 27 lipca 1944 roku między rządami PRL i ZSRS została zawarta tajna umowa o ustaleniu wschodniej granicy Polski, już 9 września - umowa o przesiedleniu Polaków z Ukrainy do Polski i Ukraińców z Polski na terytorium Ukraińskiej Republiki Sowieckiej. Za Linią Curzona znalazło się ponad 700 tysięcy Ukraińców - to tylko oficjalne dane. Nikt z tych ludzi nie wyraził chęci pozostawienia ziemi ojczystej, żeby szukać lepszego losu w Kraju Rad.
Wraz z wycofaniem się na początku lutego 1945 roku Armii Czerwonej zwiększyła się ilość polskich ataków na ukraińskie wsie, celem było wymuszenie na ludności opuszczenia Polski. Rabunki, zabójstwa i znęcanie się nad Ukraińcami odbywały się w marcu-kwietniu, dopiero 29 kwietnia 1945 roku osiągnięto porozumienie między ukraińskim i polskim podziemiem: na spotkaniu w Siedliskach (powiat brzozowski) podpisano protokół o współpracy i powstrzymaniu przemocy wobec ludności cywilnej.
Miejscowi polscy urzędnicy, odpowiedzialni za ewakuację ludności ukraińskiej, niejednokrotnie wysyłali do rządu listy, w których opisywali akty przemocy Polaków wobec Ukraińców i prosili "o jakichkolwiek działania". Takie listy nadchodziły prawie codziennie w marcu 1945 roku. Za każdym razem do listy miejscowości dodawano nowe nazwy, jednak oczekiwanej reakcji nie było. Chodziło nie tylko o Pawłokomę.
Jak zaznacza profesor Petro Josyf Potichny z McMaster University, urodzony w Pawłokomie: "To była polityka polskiego podziemia narodowego. Ale nie tylko jego, również władze komunistyczne dokonywały podobnych działań. Chciały oczyścić te ziemie z Ukraińców. Dlatego Pawłokoma jest tylko symbolem szerszych działań. Okoliczne wsie, jak Kosztowa, Bachórz, Kurowice, Małkowice, Zawadka Morochowska i tak dalej. Wszystkie zostały zniszczone mniej więcej w tym samym czasie - marzec-kwiecień 1945 roku".
Zniszczenie Pawłokomy nie było działaniem spontanicznym. Termin i przebieg akcji polskiego podziemia zostały uzgodnione na naradzie w końcu lutego 1945 roku. Tajne posiedzenie z udziałem dowódców lokalnego podziemia, Polaków z okolicznych wsi oraz z Pawłokomy odbyło się w Dynowie. Ostatni Polacy po naradzie opuścili wieś. Ten dziwny odjazd nie wywołał podejrzeń Ukraińców.
Polski pogrom
Wydarzenia z 3 marca zostały poprzedzone szeregiem ataków, których celem było sprawdzenie stanu uzbrojenia mieszkańców oraz potwierdzenie nieobecności oddziałów UPA. Jak przewidywano, wieś była całkowicie bezbronna.
O 4 rano 3 marca zaatakowano Pawłokomę. Przestraszeni mieszkańcy zaczęli biec do cerkwi, szukając ratunku, niektórzy nocowali w niej od końca lutego, w obawie przed napadem Polaków. Mężczyźni kryli się w specjalnie przygotowanych kryjówkach, jednak szybko ich znajdowano, zabijano lub wrzucano do cerkwi. Po drodze do centrum wsi oddział AK rozstrzeliwał wszystkich, których napotkał (według danych Eugeniusza Misiły, zginęło 50 osób, w tym kobiety i dzieci).
Wbrew nadziejom ludzi na ratunek w świętych ścianach, świątynia stała się miejscem selekcji: jednych przesłuchiwano, innych katowano, niektórych zabijano. Ze szczególnym okrucieństwem potraktowano greckokatolickiego proboszcza Pawłokomy ojca Wołodymyra Łemcia: najpierw ciągnięto go końmi wokół cerkwi, potem owinięto kolczastym drutem i bito na śmierć łańcuchami. Ściany i podłoga świątyni były zalane krwią.
W prawej części cerkwi przebywali ci, których wybrano do rozstrzelania, w lewej - kobiety z małymi dziećmi (nie zabijano dziewczynek do lat siedmiu i chłopców do lat pięciu) oraz dziewczęta-nastolatki z niemowlętami na rękach. Selekcję prowadzono według planu: sprawdzano narodowość, konfesję, świadectwo chrztu. Nawet ubrania ofiar były sortowane, nie robiono wyjątku dla "ułaskawionych" - kobiety z maluchami zostały gołe i bose.
Na niefunkcjonującym greckokatolickim cmentarzu zabójcy rozkazali kilkorgu mężczyznom wykopać głęboki dół, w pobliżu którego odbywały się egzekucje. Kiedy jama została napełniona, wykopano drugą. Ogółem były trzy mogiły. Ludzie byli wyprowadzani z cerkwi i rozstrzeliwani grupami, najpierw mężczyźni, potem kobiety, na koniec dzieci. Do tych, którzy zostali w cerkwi, zwrócił się osobiście "kierownik akcji" Wacław. Ogłosił, że daruje im życie, że odtąd Pawłokoma zmienia nazwę na Wacławówkę i kazał kobietom z dziećmi iść "za Zbrucz, na Ukrainę".
Kiedy skończono z Ukraińcami, do Pawłokomy przyjechały wozy Polaków z okolicznych wsi, którzy zaczęli rabować porzucone mienie. Nie tknięto tylko poznaczonych domów - z polskimi flagami i napisami "dom polski". Tych, którzy mieli pecha - kogo kryjówkę odkryto - tego zabijano na miejscu. Tym razem polscy cywile z Pawłokomy i okolic brali udział w mordowaniu swoich sąsiadów.
Puszczone na wolność kobiety z dziećmi w liczbie około 40 osób w konwoju pędzono przez kilka miejscowości aż do Siedlisk, gdzie mieszkali Ukraińcy. Stamtąd we wrześniu 1945 roku większość ocalałych wysiedlono do Sowieckiej Ukrainy, przeważnie na Tarnopolszczyznę. Ale to nie był koniec ich nieszczęść, ludzie musieli zacząć życie od zera.
Koniec historii ukraińskiej Pawłokomy.
W swojej książce "Pawłokoma 1441-1945. Historia wsi" profesor Petro Josyf Potichny wymienia imiona 366 zamordowanych Ukraińców. Ta lista została sporządzona na podstawie wspomnień Oleny Potichny, która podaje informacje o 324 ofiarach 3 marca 1945. Do tej liczby dodano 22 osoby, zabite podczas ataków w końcu lutego - na początku marca oraz tych, którzy zginęli po 3 marca w drodze do Pawłokomy. Przeważnie była to młodzież wracająca z przymusowych prac w Niemczech i nie podejrzewająca niebezpieczeństwa w swojej wsi.
Zdzisław Konieczny poddaje w wątpliwość listę profesora Potichnyja, skłaniając się ku wersji o 150 zabitych, taką ilość podawali w swoich świadectwach żołnierze AK, którzy brali udział w zniszczeniu wsi.
Ukraińska historia Pawłokomy zakończyła się na początku października 1945 roku, kiedy zjednoczone sotnie UPA zorganizowały akcję odwetową. Wówczas do wsi powrócili Polacy, w byłych ukraińskich domach osiedlili się nowi mieszkańcy. Pawłokoma została kompletnie spalona, przetrwała tylko greckokatolicka cerkiew, lecz w 1963 roku została rozebrana do fundamentów, aby nie przypominać o Ukraińcach.
Pozostała tylko wpół zrujnowana dzwonnica i zaniedbany cmentarz, który nowi mieszkańcy przerobili na śmietnik. Straszna tragedia żyłaby tylko we wspomnieniach ocalałych, gdyby nie tacy ludzie jak Dionizy Radoń - Polak z Pawłokomy, który wiele zrobił dla zachowania pamięci o niewinnych ofiarach i dla szerzenia prawdy o zbrodni. Włożył najwięcej wysiłku w uporządkowanie cmentarza, mimo atmosfery wrogości ze strony mieszkańców - był nie raz bity, zastraszany, spalono mu stodołę.
Jednak odnowiony cmentarz udało się poświęcić w 1998 roku. Przez kilka lat trwały sprzeczki w sprawie pomnika ofiar, a szczególnie napisu na nim. Decyzja była ciągle blokowana przez mieszkańców. W końcu 13 maja 2006 roku w Pawłokomie odbyła się uroczystość odsłonięcia skromnego pomnika z udziałem prezydentów Ukrainy i Polski - Wiktora Juszczenki i Lecha Kaczyńskiego. Na kamiennym krzyżu (według pierwotnego projektu miała to być kobieca postać z dzieckiem na rękach, ale polska strona nie zgodziła się na to) napisano: "Wieczna pamięć 366 ofiarom, które tragicznie zginęły we wsi Pawłokomie 1-3 marca 1945 roku ". Niestety, nie wspomniano, że zamordowani byli Ukraińcami i z czyich rąk "tragicznie zginęli"...