Niedziela 1 września 2019 r. - w przededniu rozpoczęcia wyjątkowo trudnego roku szkolnego.
Podwójny rocznik upchnięty w pękających w szwach szkołach średnich, z planem zajęć rozciągniętym do godzin wieczornych, z lekcjami odbywającymi się w tymczasowo zaadoptowanych do tego celu pomieszczeniach.
Braki kadrowe w wielkomiejskich szkołach, a zarazem objazdowi nauczyciele łączący godziny w kilku placówkach, aby wypracować wymagane do etatu pensum.
Uczniowie, którzy często znaleźli się w szkole wbrew aspiracjom i wcześniejszym planom, z zaniżonym poczuciem własnej wartości. Pozbawieni właściwej opieki psychologicznej, bo szkoły nie podwoiły przecież etatów dla psychologów i pedagogów.
Sfrustrowani i zniechęceni nauczyciele, którym po raz kolejny wypomina się oszałamiającą, choć niewypłaconą jeszcze podwyżkę - bo samorządy nie mają na nią wystarczających środków.
O czym w takim dniu mówią polscy biskupi?
Na przykład o tym, żeby rodzice pilnowali, czy ich dzieci nie są w szkole poddawane deprawacji. Deprawacji! Jakby było mało wzajemnej nieufności! I żeby nie pozwolić dzieciom na udział w zajęciach antydyskryminacyjnych. Bo rzeczywiście najgorszą rzeczą, jaka może spotkać w szkole polskie dziecko, jest szacunek do innego człowieka i nauka, że nie wolno nikim pogardzać.
Mamy nadzieję, że rodzice wykażą - jak to określa arcybiskup Skworc - roztropność. I nie posłuchają tych szkodliwych, jątrzących słów. http://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35063,25142603,abp-...