Od Stefana do Adama
Jest pięknie! Europa, ba cały świat się nami interesuje. Znowu. Artykuł w tygodniku Polityka, jeden z wielu: Europejscy sędziowie do polskiego Sejmu: Pokażcie listy poparcia do KRS. Piórem postępowej dziennikarki, powołując się na jakże postępowych, nowoczesnych europejskich sędziów, wzywa Sejm do ujawnienia list poparcia dla kandydatów do, jak to nazywa, „neo-KRS”. W głosie europejskich sędziów, bardzo ważny wręcz tubalnie brzmi głos, chór niemieckich sędziów. Tak, tak, tych samych sędziów niemieckiego rodu, co od czasów kajzera, przez kanclerza Adolfa Hitlera – rządy twarde, nawet okrutne, ale rządy prawa, niemieckiego prawa – po dziś dzień niezłomnie stojąc na straży rządów prawa i demokracji, tudzież wspólnych, czyli niemieckich, europejskich wartości. Artykułów wiele, w mediach postępowych, w gazecie popularnej, w telewizjach nowoczesnych, w tych tvn-ach rozmaitych, kolejny głos w chórze potępienia i obrony. Potępienia czego? Obrony czego? Odpowiedź jest i trudna i łatwa zarazem.
Wyjaśnię na przykładzie. W niedzielę 11 sierpnia odbyły się obchody 75 rocznicy powstania Brygady Świętokrzyskiej, największego zgrupowania partyzanckiego Narodowych Sił Zbrojnych. O samej zdumiewającej, iście epickiej wędrówce, inaczej anabazie Brygady Świętokrzyskiej pod dowództwem majora Antoniego Szackiego, ps. Bohun, miedzy dwiema wrogimi armiami: niemiecką i sowiecką, od okupowanej przez Niemców Kielecczyzny, przez Niemcy zakończoną dotarciem do bezpiecznego portu w części Czech zajętych przez armię amerykańską, szerzej przy innej okazji. Jest to bowiem temat wart epickiego dzieła, a przynajmniej odrębnego tekstu. Tu skupię się na opisie epopei Brygady, czy ogólnie Narodowych Sił Zbrojnych przez wówczas komunistyczną propagandę, a dziś tzw. postępowe media.
Warto przypomnieć jeden fakt. 30 lipca 1945 roku w lewicowej brytyjskiej gazecie News Chronicle, wówczas ważnej i wpływowej, ukazał się artykuł poświęcony Brygadzie Świętokrzyskiej pod tytułem „Polscy faszyści rządzą 5 czeskimi wsiami”. Autorem tego paszkwilu był niejaki Stefan Litauer, jak łatwo się domyślić… „polski” dziennikarz. Według autora, 1500 Polaków z „osławionej profaszystowskiej podziemnej armii NSZ” okupowało 5 zamieszkałych przez Niemców wsi 35 mil od Pragi. Litauer oskarżał Brygadę Świętokrzyską o to, że brygada ostała powołana tylko po to, aby walczyć z Sowietami w ramach Legionu Wschodniego na służbie Niemców. Dalej Stefan Litauer twierdził, iż brygada nadal prowadzi tajne operacji przeciwko wojskom sowieckim i rządowi czeskiemu nie szczędząc epitetów typu „kolaboranci”, „faszyści”, czy „polscy faszyści” . Termin „polscy faszyści” ma naprawdę bardzo długi żywot. Trzeba trafu, że publikacja artykułu zbiegła się ze wściekłym atakiem propagandowym reżimu komunistycznego w Polsce, sowieckich mediów i rządu oraz czeskich komunistów, w którym unisono oskarżano brygadę o „faszyzm” i „kolaborację”. Przypadek, prawda? I przypadkiem artykuł Litauera ukazał się w środku konferencji poczdamskiej, decydującej o losie Polski po wojnie, gdzie Sowieci domagali się odesłania brygady do Polski Ludowej siłą.
Rząd Tymczasowy, czyli reżim komunistyczny w Polsce, przy wsparciu rządu sowieckiego zażądał rozbrojenia i odesłania do kraju pod konwojem Brygady Świętokrzyskiej do kraju, lub wydania ich Sowietom. Gdyby tak się stało, żołnierze Brygady podzielili by los sowieckich Kozaków, odsyłanych akurat w tym czasie masowo przez aliantów do Sowietów i tam mordowanych przez NKWD. Prokuratorzy i sędziowie komunistycznego reżimu, wiadomego pochodzenia, wykazaliby niezbicie podczas transmitowanych przez radio procesów pokazowych, że żołnierze Brygady Świętokrzyskiej to czysty przykład polskiego „faszyzmu” i polskiej „kolaboracji” i ukaraliby odpowiednio, zgodnie z zasadami komunistycznej sprawiedliwości.
Stefan Litauer to charakterystyczna dla całego typu, czy rodu postać. W postępowej gazecie napisaliby, że Stefan Litauer to Polak i że powinniśmy być z niego dumni. Być może powinniśmy, a może nie. Żyd urodzony w Łodzi w 1892 roku. Przed wojną był dziennikarzem, niech będzie „polskim”. Litaeur po niemiecku – i w jidysz, żargonie niemieckim – znaczy litewski. Litauer to tzw. litwak, pochodził z rodziny litewskich Żydów, którzy osiedlili się w Łodzi, w owym czasie, koniec XIX wieku, ziemi obiecanej imperium rosyjskiego. Przed II wojna pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych na wysokim stanowisku w wydziale prasowym. Zwolniony z MSZ za dezinformację zagranicznych dziennikarzy o polskiej polityce zagranicznej. W latach II wojny dziennikarz Polskiej Agencji Telegraficznej w Londynie, a następnie dyrektor tej Agencji. Usunięty ze stanowiska przez rząd RP na uchodźctwie za dezinformację i działanie na szkodę Polski. Artykuł Litauera z 22 lipca 1945 – w środku konferencji poczdamskiej – o Brygadzie Świętokrzyskiej jest jasnym dowodem, że wyrzucenie Stefana Litauera z pracy było jak najbardziej słuszne. Szkoda tylko, że nastąpiło tak późno. O wiele za późno go zdemaskowano. Stefan Litauer był sowieckim agentem, zwerbowanym prawdopodobnie już w latach 30-tych. W 1945 roku Stefan Litauer wraca do kraju i w Polsce Ludowej wiedzie mu się, jak rybie w wodzie. Znowu pracuje w nowym, lepszym NSZ; wykłada, uczy dziennikarstwa; jest korespondentem Polskiego Radia w Londynie. Stefan Litauer umiera na serce w 1959 roku na placówce w Londynie. Do samego końca pisze jawne korespondencje i tajne raporty. Za zasługi odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. To jest niesprawiedliwie. Stefan Litauer zasłużył na order, ale na order Lenina, albo tytuł Bohatera Związku Sowieckiego. Albo macewę, a nie jakiś tam krzyż, i to odrodzenia jakieś tam Polski. Atoli Stefan Litauer zdążył wychować nowy narybek dziennikarski i zaszczepić im, że słuszne jest to, co jest „słuszne”, a prawdą jest to, co jest „prawdą”. Ich prawdą. Dziś uczniowie Litauera to nestorzy „polskiego” dziennikarstwa.
Stefan Litauer sam jeden nie pracował w bezbożnym dziele „odpowiedniego” i postępowego przedstawienia Brygady Świętokrzyskiej, Narodowych Sił Zbrojnych, czy Armii Krajowej, w ogóle Polski i Polaków w czasie II wojny, jako nazistowskich kolaborantów i zdrajców, odstępców sprawy wolności, prawa i wszelkich dobrych a postępowych wartości. Wielu, jakże wielu gorliwie pracowało na tym ważnym zadanie tak w kraju, jak za granicą, na Zachodzie i w stanach. Nie zachodzie nie brakowało, i nie brakuje, ogłupiałych od ideologii pożytecznych idiotów. W kraju komuniści stosowali kij i marchewkę. Stefan Litauer pracował na odcinku zagranicznym do powrotu, a raczej przybycia do Polski Ludowej w 1945, do owej ziemi obiecanej komunistycznych, postępowych inteligentów żydowskiego rodu.
Wymienię tylko kilku z wielu heroldów „dobrej” zmiany. Pierwszy i najważniejszy to Jakub Berman (1901 - 1984). W latach 1944 – 1956 pełnił różne funkcje oficjalne, tytuły czy formalne stanowiska nie są ważne. Berman w tym czasie rządził dwiema najważniejszymi zadaniami państwa komunistycznego: terrorem i propagandą. Rządził z nadania Związku Sowieckiego. Sowiecki ambasador w Warszawie Lebiediew żalił się, że Bierut jest całkowicie izolowany przez Bermana, Minca i Zambrowskiego (Rachimil Krajkieman), którzy w rzeczywistości sprawowali władzę i podejmowali kluczowe decyzje. I ten fakt sowiecki ambasador Lebiediew uważał za wielce niepokojący. Miał rację ambasador Lebiediew, który czuł się pomijany w swej misji namiestnika Moskwy. Najważniejsz był Jakub Berman, który miał bezpośrednią linię telefoniczną z Moskwą. Władzę w Polsce Ludowej w tym czasie posiadało dwóch ludzi: formalnie Bolesław Bierut, prezydent – agent NKWD, oraz faktycznie Jakub Berman – również agent NKWD. Obaj obierali polecenia bezpośrednio z Moskwy. I to Berman był ważniejszy z tej dwójki. Jakub Berman to największy masowy morderca w powojennej Polsce: nadzorował i odpowiadał za masowe mordy, tortury dziesiątek, setek tysięcy żołnierzy AK, NSZ, WiN, itp. Za wysyłanie ich do lagrów sowieckich, za akcje antypartyzanckie, słowem za rządy terroru w latach 1944 – 1954. Nie chcę pisać o zbrodniach Bermana, ale o jego drugim zakresie odpowiedzialności: Berman odpowiadał również za propagandę komunistyczna, dziś powiedzielibyśmy postępową, czy lewicową. Propaganda legitymizuje terror. Bez odpowiedniego propagandowego naświetlenia pozostają tylko gwałty, mordy i zbrodnie. Przy odpowiednim naświetleniu zamiast morderców mamy ideowych ludzi walczących o świetlaną przyszłość…
Komuniści, czy ogólnie postępowcy, tak mają. Zaczynają od propagandy, od przekonywania do swojej wizji świata. Propaganda to pierwsze ramię obcęgów. Ale przekonywanie ma ograniczona skuteczność. Przykładowo, w Polsce po roku 1944 roku, po straszliwych doświadczenia wojny i sowieckiego „wyzwolenia”, ludność była całkowicie impregnowana na komunistyczną propagandę. Można się skupiać na dzieciach, młodzieży i próbować i wychować, urobić na swoją modłę, ale to wymaga lat, dziesięcioleci pracy. Co robić tu i teraz, aby utrzymać zdobytą władzę? Odpowiedzią jest terror. Albo cię przekonamy, albo przynajmniej zmusimy do milczącej uległości. Albo cię zabijemy. Obcęgi się zamykają. I miażdżą palce. Albo dłoń. Albo głowę. Jakub Berman na rozkaz Moskwy zarządzał obcęgami, które miażdżyły Polskę i Polaków przez dziesięć lat. Berman oczywiście tylko wydawał polecenia, wytyczał kierunki, przestawiał akcenty i nadzorował wykonanie rozkazów. No i składał raporty do Moskwy. Również Berman miał swoich przełożonych.
Widać to w rodzinach tych lepszych. Jerzy Borejsza (Beniamin Goldberg) współtwórca wydawnictwa Czytelnik, największego koncernu wydawniczego w PRL-u. Człowiek kulturalny, wydawca, inteligentny, nawet oświecony człowiek. Brat Beniamina, Józef Goldberg, alias Józef Różański, wysokiej rangi funkcjonariusz MBP, zbrodniarz stalinowski: wyrywał paznokcie, bił, torturował i mordował wskazane ofiary. Jedną z licznych jego ofiar jest Witold Pilecki. Dwa ramiona tych samych obcęgów. Jasna i ciemna strona władzy ludowej. Dalej Helena Michnik (Hinde Michnik) Żydówka, stalinowska propagandzista, autorka podręczników historii Polski, przedstawianą z jak najbardziej właściwego, postępowego puntu widzenia. Helena Michnik miała dwóch synów. Starszy Stefan, stalinowski prokurator, oprawca i morderca. Drugi syn: Adam Michnik to człowiek kultury, autor wielu książek, działacz opozycji no i redaktor naczelny współczesnej edycji gazety jak najbardziej postępowej. Co znaczą tradycje rodzinne, tak kindersztuba wyniesiona z domu. Dochodzimy tu do czasów jak najbardziej współczesnych. Dwa ramiona władzy ludowej. Przemoc, terror, i propaganda, dziś przedstawiana jako jedyna właściwa, jedyna prawdziwa prawda.
Od Litaeura do Michnika. Co tu się dziwić, że ideowi uczniowie Stefana Litauera piszą o Brygadzie Świętokrzyskiej to samo co pisał ich mentor? Ta sama szkoła, te samo nauczanie, ci sami uczniowie. Szkoda tylko, że nasze postępowe autorytety nie wspominają swoich mistrzów, jak Stefan Litaeur. Postać niesłusznie zapomniana. W 1945 Litauer pisał o „kolaboracyjnej” i „faszystowskiej” Brygadzie Świętokrzyskiej. W 2019 roku w 75 rocznicę powalania brygady dziennikarze Gazety Wyborczej, której redaktorem naczelnym i współwłaścicielem jest Adam Michnik, piszą o „kolaboracyjnej” i „faszystowskiej” Brygadzie Świętokrzyskiej, o faszystach i nacjonalistach z NSZ. Wówczas ta kampania miała legitymizować przywieziony na sowieckich czołgach rządy komunistycznego reżimu w Polsce, dziś mają za zadanie ochraniać stan posiadania spadkobierców właścicieli PRL-u, ich własność, ich władzę w mediach, gospodarce…
Czemu tu się dziwić, że tak za Bermana i Litauera, jak za Michnika, ich dziennikarze piszą to samo? Tak to leci: od Stefana do Adama. Kiedyś walczyli o dyktaturę proletariatu, dziś o równość praw mniejszości seksualnych, o aborcję na żądanie, czy wolność sądów, o rządy prawa. Ich prawa. W organie Michnika i mediach pokrewnych, zaprzyjaźnionych portalach internatowych, gazetach, tygodnikach. Stąd te artykuły. Te gromy ciskane na „kolaborantów” z NSZ, te faryzeuszowskie rozmyślania: bohaterowie, czy zdrajcy? Widomo, że zdrajcy! Tylko trzeba przestawić to oględnie tym głupim Polakom. Gdy nie można zrywać im paznokci, trzeba ich znowu – uuu… jakie to bolesne, nudne i ciężkie zadanie – przekonywać, pokazywać, co jest dobre, a co złe… Wskazywać, kto był prawdziwym bohaterem, a kto zdrajcą. To nam się opłaci. I walczyć do upadłego o „wolne” sądy. Ostatni bastion, bo co, jak ktoś rzuci hasło, aby odebrać zrabowane majątki?
I tak trwają u nas te zabawy w zdrajców i bohaterów. W latach terroru komunistycznego bohaterów nazwano zdrajcami, zdrajców, ostatnie kanalie zrobiono bohaterami. I tak ma trwać. By legitymizować zagrabiony majątek, by zapomnieć o tych, których zamordowali ich ojcowie. Ich prawda, ma być jedyną prawdą. Tak od prawie 80 lat trwają te zabawy w zdrajców i bohaterów. Nie bacząc na koszty, gdy płacą inni. Choć słowo zabawa to chyba określenie mocno na wyrost. Jeśli to zabawa, to zabawa, której bliżej do płaczu niż do śmiechu. Ale to całkiem inna historia.
Źródło:
http://niepoprawni.pl/blog/bielinski/od-stefana-do-a...
©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :).