Dla tych, co się zaprzyjaźnili z Alzheimerem
Według relacji świadków zdarzenia 19 października 2010 roku przed południem w biurze poselskim posła do Parlamentu Europejskiego Janusza Wojciechowskiego oraz posła na Sejm RP Jarosława Jagiełły[1], znajdującym się na pierwszym piętrze dawnej fabryki mieszczącej się w centrum Łodzi przy ulicy Henryka Sienkiewicza 61[2], przebywało pięć osób[1]. Do biura wtargnął mężczyzna, który – zdaniem świadków – od razu zaatakował jednego z pracowników biura, Marka Rosiaka, oddając w jego kierunku strzały z broni palnej[1]. Jak poinformował później w Sejmie RP minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller, było to 8 strzałów, tj. cała zawartość magazynka[3]. Cztery z nich dosięgły Rosiaka, powodując jego śmierć na miejscu zdarzenia[1]. W dalszej kolejności sprawca rzucił się na znajdującego się w tym samym pomieszczeniu Pawła Kowalskiego[2]. Jerzy Miller poinformował, że sprawca posiadał więcej amunicji, ale nie udało mu się przeładować broni[3]. W konsekwencji – według relacji świadków[4] potwierdzonej potem przez samego Kowalskiego[5] – sprawca najpierw zaatakował Pawła Kowalskiego paralizatorem[4], rażąc go w nogi[5], a następnie zadawał Kowalskiemu ciosy nożem[4][6][5], próbując mu poderżnąć gardło[4]. Ugodził go dwukrotnie w szyję, zadając siedmiocentymetrową ranę[5]; poranił także ręce, którymi Kowalski się zasłaniał[5]. Według świadków w czasie ataku sprawca krzyczał, że nienawidzi PiS i że chce zabić Kaczyńskiego[1]. Został on ujęty przez wezwanych na miejsce zdarzenia strażników miejskich[2]. Już po zatrzymaniu dodał on w obecności mediów, że żałuje, że nie ma już broni, boby powystrzelał wszystkich pisowców[1]. Według informacji przedstawionej przez Jerzego Millera, zatrzymany wyraził też żal, że miał 49 pocisków, a wystrzelił tylko osiem[3].