popieram Marcina Wyrwała
"Jesteśmy krajem paranoików i surrealistów, dla których nic-nie-jest-takie-jak-się-wydaje, a chorobliwa podejrzliwość jest drugą naturą. Im bardziej radykalna i fantastyczna hipoteza, tym szybciej się szerzy i pozyskuje bezrefleksyjnych wyznawców. A owi wyznawcy jednoczą się w poczuciu ostatnich sprawiedliwych tworząc kolejne, silne moralną słusznością i oblężone twierdze. Nie dopuszczając - zazwyczaj - najmniejszej wątpliwości.
To kraj rządzony przez mityczny, lecz wszechobecny układ, pełen zaprzańców, zdrajców i sprzedawczyków. Jeśli nie można go odnaleźć - tym gorzej, bo jest potężniejszy i sprytniejszy, słowem potrafi lepiej się maskować. Tym sposobem ufać nie można a priori nikomu i niczemu, bo im coś z pozoru fajniejsze - tym bardziej podejrzane. Bo przecież można robić dobre rzeczy, przez lata, z premedytacją tylko po to, by w krytycznym momencie wbić bliźnim nóż w plecy.
To pępek świata i łakomy kąsek dla obcych sił, które nieustannie knują, w jaki sposób wynarodowić Polaków, zagrabić jego niezmierzone bogactwa i podzielić między siebie strefy wpływów. Kraj, w którym niezwykle trudno osiągnąć consensus i budować porozumienia ponad codziennymi podziałami, bo nieufność i prywata wiodą prymat. Kraj, w którym dzisiejszy sojusznik może stać się nagle bardziej podejrzany i zwalczany z większą energią niż oczywisty i nie ukrywający swoich zamiarów przeciwnik.
Zdaje się, że potrzeba naprawdę dramatycznych okoliczności, by Polacy przestali skakać sobie do gardeł (nawet w obliczu, wydawałoby się, wspólnego wroga i podobnie postrzeganego zagrożenia) i toczyć niekończące się kłótnie we własnej piaskownicy, a wolę szerokiej współpracy odbierali jako zamach na własną tożsamość/podmiotowość/suwerenność i interpretowali ją jako dążenie do dominacji.
Przykre jest to, że rozmaite ciche urazy i konflikty "wewnątrzśrodowiskowe" potrafią być niesamowicie destrukcyjne i - dla wielu - bardziej istotne niż wola skutecznego oporu wobec zagrożeń zewnętrznych. W imię czego?
Zdjęcie użytkownika Marcin Wyrwał.
W ciągu tego samego dnia zostałem obwołany poplecznikiem Rosji, obrońcą banderowców i Niemcem. Poplecznikiem Rosji nazwano mnie w reakcji na moją krytykę raportu dotyczącego Otwartego Dialogu, sugerującego powiązania OD z Rosją (to nic, że OD jest jednoznacznie antyrosyjską fundacją, tu logika nie istnieje). O moim banderyźmie przypomniało towarzystwo Isakowicz-Zalewski i przyjaciele, które uruchamia się, ilekroć piszę o czymkolwiek związanym ze Wschodem, nie ważne w jakim kontekście. A kiedy zaczyna się jazda na Ukrainę i Rosję, to zawsze znajdzie się ktoś, kto przypomni, że pracuję dla Niemców (tym razem też się znalazł).
I generalnie takie akcje są zabawne. Nie pozwalają mi zapominać, że jesteśmy narodem paranoików, węszących spisek Rosji, Niemiec, Ukrainy (także w różnych kombinacjach i koalicjach). Nie nasza wina. Historia nam tę paranoję wdrukowała. I to naprawdę może bawić, jak cała historia z Otwartym Dialogiem, opierająca się na założeniu w stylu: A co jeżeli wieloletnie zaangażowanie OD na rzecz wolnej Ukrainy, to wysyłanie na front kamizelek kuloodpornych, ta zaciekła obrona ukraińskich więźniów Kremla, było tylko przykrywką dla sponsorowanej przez Rosję organizacji, by w odpowiednim momencie wyskoczyć i... no właśnie, i co? Polska paranoja. Sam po latach zaangażowania na Ukrainie miewam od czasu lekką paranoję na punkcie Rosji, choć się przed tym bronię, więc paranoików jakoś tam rozumiem.
Problem jednak polega na tym że w ostatnich miesiącach tej rosyjsko-ukraińsko-niemieckiej paranoi coraz więcej. I coraz więcej w niej agresji. Nie bez udziału w tym wszystkim jest kreująca klimat oblężonej twierdzy partia rządząca.
Zbierałem dziś materiały do reportażu dotyczącego listu liderów społeczności żydowskiej w Polsce do Jarosława Kaczyńskiego, w którym wyrażają zaniepokojenie narastającym klimatem antysemityzmu w Polsce. I wyobraźcie sobie, że nawet rzecznik ONR-u powiedział mi, że oni do Żydów nic nie mają (co innego do Ukraińców czy wyznawców Islamu). Klimat niechęci do Żydów w znacznym stopniu nakręcają sami politycy PiS, że wspomnę choćby o kuriozalnym wpisie na Twitterze posła Bogdana Rzońcy o "żydowskich aborterach".
W odpowiedzi na list Kaczyński spotkał się z przedstawicielami społeczności żydowskiej... tyle że głównie tej zagranicznej. Nie posądzam Kaczyńskiego o antysemityzm, ale o instrumentalne rozgrywanie kwestii narodowościowych jak najbardziej. Granie nacjonalizmem może przynieść pewne korzyści polityczne, tyle że przypomina zabawę odbezpieczonym granatem. W pewnym momencie może wybuchnąć w twarz, także temu, kto się nim bawi, ale co bardziej prawdopodobne, osobom postronnym. I to mnie jednak wqrvia.
(Przy okazji realizacji materiału w synagodze, należało nałożyć kipę. Zrobiłem sobie zdjęcie. Podobnie jak kilka tygodni wcześniej zrobiłem sobie zdjęcie w kefii i galabii. Załączam oba zdjęcia, gdyby ktoś chciał dać upust naprawdę ostrej paranoi. Jak radzi Abelard Giza, wpuśćmy całe zło do komentarzy w sieci. Tam jest już tyle zła, że to niczego nie zmieni).