daleki jestem od metkowania i ustalanych dat ważności, ale taka rzeczywistość (jeszcze nie 1984, ale coraz bliżej). przyłączam się do apelu - warto spojrzeć na datę ważności dokumentu jakiegokolwiek - jako "przysłowiowy po szkodzie". oszczędzicie sobie łażenia, ślęczenia, załatwiania zwykłej pierdoły:)
w oczach Władzy jesteśmy stertą dokumentów, którą to, z wielką łaską nam - podług własnego "uważania" - wydawają (a może wydymają) hej!