W obecnych czasach to ewenement.
Zegarmistrz mający swój zakład przy parkingu, przy ul. Kościuszki sprawdził zegarek, który coś nie domagał. Miał go u siebie ponad godzinę. Sprawdził stan naładowania baterii, oczyścił styki i wszystko gra. Znowu chodzi (poprzednio coś się zatrzymał), i jest OK.
Niby nic takiego - jego zawód i na tym się zna. Ale tu niespodzianka --- nie wziął nawet symbolicznej złotówki. Normalnie mnie zatkało.
Widać jednak nie wszyscy fachowcy to sępy, które przysłowiowy kit wcisną laikowi, że mocno się narobili aby wyciagnąć kasę od klienta. Tak chyba jest u wiekszości mechaników samochodowych (to moje prywatne zdanie i może ktoś się z nim nie zgodzić).
Dobrze, że mamona nie zaślepia wszystkich - od razu przyjemniej się żyje.