Po ujawnieniu przez Roberta Pankowskiego wielu nieprawidłowości w żandarmerii, formacja ta od lat próbuje przypisać mu chorobę psychiczną.
Żandarmi zatrzymali go wbrew postanowieniu Sądu Najwyższego nakazującego zakończenie postępowania wobec niego do lipca ub. roku. Całą akcję zlecił wojskowy prokurator Michał Jakubczyk, nazywany w żandarmerii prokuratorem do zadań specjalnych.ojechali z nim na badania do szpitala w Zakopanem, choć podobne placówki są też w Warszawie
Całą akcję zlecił wojskowy prokurator Michał Jakubczyk, nazywany w żandarmerii prokuratorem do zadań specjalnych
Po ujawnieniu przez Roberta Pankowskiego wielu nieprawidłowości w żandarmerii, formacja ta od lat próbuje przypisać mu chorobę psychiczną
Żandarmi zatrzymali go wbrew postanowieniu Sądu Najwyższego nakazującego zakończenie postępowania wobec niego do lipca ub. roku
Nie widzę żadnych racjonalnych przyczyn takiego postępowania żandarmów oprócz chęci nękania mnie – skomentował Pankowski
Prof. Andrzej Zoll: – Nie mogę tego zinterpretować jako prawnik, bo to było działanie bezprawne. Mogę jedynie zinterpretować to jako człowiek, który od pewnego czasu obserwuje przewagę siły państwa nad prawami człowieka
W czwartek, 25 lutego rano, były oficer żandarmerii major rezerwy Robert Pankowski odwiózł swojego 4-letniego synka do przedszkola. Kiedy wyszedł z budynku, czekały na niego już dwa nieoznakowane samochody Żandarmerii Wojskowej, a trzy oznakowane 15 metrów dalej. Jak twierdzi major Pankowski, na oczach wychowawców i odprowadzających dzieci rodziców żandarmi zakuli go w kajdanki i umieścili w jednym z aut.
Rzecznik ŻW płk Artur Karpienko w odpowiedzi na nasze pytania twierdzi, że zatrzymanie odbyło się „zgodnie z przepisami prawa, w pełnej dyskrecji, w terenie ustronnym, bez świadków.
Miejsce nie było ustronne, gdyż swój samochód zaparkowałem metr od ściany przedszkola i odprowadziłem synka. Kiedy wracałem do auta, zostałem zatrzymany. Przechodziło wtedy kilka osób, które też odprowadzały dzieci. A okna przedszkola wychodzą na miejsce mojego zatrzymania – relacjonuje major.
Odniósł się on też do słów płk. Karpienki, że w jego zatrzymaniu „fizycznie uczestniczyło 2 żołnierzy ŻW”. – Na początku, pod przedszkolem naliczyłem sześciu żandarmów po cywilnemu, w mundurach trochę dalej stało ośmiu. Pod przedszkolem stały dwa auta nieoznakowane, a trzy oznakowane stały trochę dalej, dokąd mnie poprowadzono. Stamtąd odebrał mnie konwój. Do samego Zakopanego wiozły mnie dwa oznakowane busy. Obok mnie siedziało pięciu umundurowanych żołnierzy. Za nami jechał jeszcze jeden pojazd przynajmniej z trzema umundurowanymi żandarmami. Te informacje muszą być w rozkazie wysłania konwoju – opowiada Pankowski.
Relacjonując dalej, Pankowski twierdzi, że w ciągu sześciu godzin podróży żandarmi nie zdjęli mu kajdanek, chociaż nie stanowi on zagrożenia, ani nie był wcześniej karany. Pozwolono mu tylko napić się wody.
Wczesnym popołudniem konwój dojechał do oddalonego o 420 km od Warszawy Szpitala Powiatowego w Zakopanem. Stało się tak zgodnie z postanowieniem wydanym przez wojskowego prokuratora kpt. Michała Jakubczyka. To on zdecydował, że właśnie do tamtejszego szpitala żandarmi mieli przymusowo doprowadzić Pankowskiego, by poddać go badaniom psychiatrycznym.
W gabinecie psychiatry Robert Pankowski zażądał obecności podczas badania adwokata lub radcy prawnego, do czego ma prawo. Okazało się, że szpital nie dysponuje takim prawnikiem. Pankowski odmówił więc poddania się badaniu. Kilka minut później został zwolniony.
To jednak nie był koniec jego problemów. Poprosił żandarmów, aby odwieźli go do Warszawy, zwłaszcza że przywieźli go do Zakopanego wbrew jego woli, a on nie miał przy sobie pieniędzy. Żandarmi mieli odpowiedzieć, że mają inne instrukcje, po czym odjechali.
Zapytaliśmy żandarmerię, dlaczego jej funkcjonariusze nie odwieźli Pankowskiego do domu. Odpowiedział płk Karpienko: – Na pytanie, czy zatrzymany posiada środki na powrót do Warszawy, odpowiedział twierdząco.
– Kłamie – irytuje się major rezerwy. – Wyraźnie im powiedziałem, że nie mam za co wrócić, że za pomocą telefonu nie mogę płacić, a w kieszeni mam 8 zł. Jeden z nich zadzwonił wtedy do przełożonego i zapytał, czy mają mnie odwieźć. Po tej rozmowie powiedział, że ma inne instrukcje. Na ten temat rozmawiała też moja adwokat z prokuratorem Jakubczykiem, a on zapewnił ją, że zostanę odwieziony do domu przez żandarmerię.
Major rezerwy, dzięki uprzejmości kierowcy autobusu, dojechał do Krakowa, gdzie czekała na niego zaprzyjaźniona osoba, która dała mu pieniądze na pociąg do Warszawy. Do domu wrócił przed pierwszą w nocy.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego i byłego Rzecznika Praw Obywatelskich prof. Andrzeja Zolla: – Nie było podstawy prawnej do zakucia go w kajdany i pozbawienia wolności. Nie wiem, na jakiej podstawie wydał takie postanowienie prokurator, lecz żandarmi, którzy mieli tego człowieka zakuć i dowieść na badania, powinni odmówić wykonania takiego rozkazu – powiedział.
https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/zand...