Olesia naprawdę miałaś wiele szczęścia. Na jesieni wezwaliślmy karetkę poza Mińsk do starszej pani. Karetka przyjechała "już" po półtorej godzinie i na wejście lekarz z karetki na nas nakrzyczał (nie wiadomo za co), a potem nie chciał kobiety wymagającej nawodnienia zabrać do szpitala. Jednak pod naciskiem rodziny z odpowiednimi komentarzami na ustach zabrał chorą. Na oddziale ratunkowy położono chorą na korytarzu i zaserwowano kroplówki, które wg młodego lekarza dyżurującego tamtej nocy (nazwiska nie pamiętam i bardzo żałuję) miały sobie spokojnie schodzić przez dosyć długi czas, a ja miałam spokojnie czekać na karetkę (spodziewali się jej około północy). Siedziałam spokojnie na korytarzu zagadywana przez wścibską salową pytaniami typu co to za córki skoro nie siedzą przy matce tylko wnuczka. Przez szacunek dla chorej babci mnie nie poniosło. Raptem zrobił się dziwny ruch, przybiegła pielęgniarka i podkręciła kroplówkę. W efekcie dwie kroplówki zeszły niespełna w półtorej godziny. Potem nie zważając na moją obecność odłączono chorą od kroplówki i powiadomiono mnie, że jest karetka i natychmiast musimy jechać. Nie pomogły tłumaczenia, że czekam na córkę chorej, która pojechała po jej rzeczy, że nie mam jak się dostać do domu a nie rzucę chorej kobiety w deszczu przed klatka. Nic to ich nie obchodziło. Lekarz dyżurny zaczął na nas (rodzina w między czasie dotarła) krzyczeć, rzucać niestosownymi komentarzami typu: "nie chciało się dzieciom opiekować staruszką tylko najlepiej do szpitala oddać". W efekcie jak psa wygonili nas nocą na deszcz. Pozostał wielki niesmak, uraza, niechęć. Czyż starszy człowiek nie ma prawa do leczenia?? Czy rodzina nie ma prawa do zabrania głosu?? Czy lekarze aż tak są nieczuli na tragedię innych. Czy ciężko było panu doktorowi wysłuchać kilku proszących zdań?? Czy tak wygląda posługa medyczna?? On w tym momencie był panem i władcą. Tylko jakim...?