Niepokoję się. Jechałem do starego przyjaciela, za Latowicz, bo w Święta czasu nie było. Jadę Siennicką, przejazd z daleka widzę zamknięty - a to podjadę po fajki. Żona nie wie, to będę se palił. Wchodzę do sklepu blisko GM III, stoję w kolejce, bo wymyśliłem se jeszcze parę pęt kiełbasy i "wbija młodzież" - godzina ok 12.30, więc pewnie dzwonek na długą pauzę. Kupują napoje chipsy, ale
stoi grupka dzieciaków, którzy opowiadają sobie - głośno, jak "tamten ów wykręcił się po dwóch buchach". polazłem dalej na inny dział i w drugiej kolejce rozmawiają dwie wyrośnięte dziewuszki, że trzeba zjeść dwa surowe ziemniaki żeby się rozchorować. a tamta spytała z rozbrajającą szczerością - ale takie nieobrane?
te gnojki mówiły o tym w taki sposób, jakby chcieli być "trendi". dobrze ubrani, ustylizowani, głośni