Zło śmiechem zwyciężaj
8 godz. ·
Polski kler ma szczęście, że Kościół katolicki był jednym z fundamentów opozycji antykomunistycznej. Opozycji politycznej, która doszła do władzy i poczuła się zobowiązana do wyrażenia wdzięczności swemu ideologicznemu koalicjantowi. W związku z tym Kościół dostał najpierw miejsca na listach wyborczych dla wytypowanych przez siebie kandydatów, potem religię w szkołach, potem finansowanie katechezy przez państwo, potem Fundusz Kościelny i zwrot majątków, dofinansowania i dotacje, aż wreszcie stał się potęgą polityczną, z którą musiała się liczyć każda partia i każdy rząd. Tak dalece, że to Kościół zaczął dyktować władzy warunki koegzystencji, aż ją rzucił na kolana. Dosłownie. Media co i rusz obiegają zdjęcia, jak prezydent, premier i ministrowie klęczą przed biskupami i innymi pomniejszymi hierarchami, a rządowe marionetki tańczą na kościelnych imprezach, jak im zagra ojciec dyrektor.
Polski kler ma szczęście, że w 78. roku na papieża wybrano Polaka. To najwyższe stanowisko i największe wyróżnienie, jakie kiedykolwiek spotkało przedstawiciela naszego narodu. Większe niż mianowanie na przewodniczącego ONZ, przyznanie nagrody Nobla czy zdobycie mistrzostwa świata w piłce nożnej, nie mówiąc już o mianowaniu na przewodniczącego Rady Europejskiej. Nic więc dziwnego, że dzięki temu cały naród poczuł się dumny. Od szarego obywatela po pierwszego sekretarza PZPR. Nic dziwnego, że naród zaczął traktować JP2 jak swego idola. Gdy rozeszła się wiadomość, że umarł, kibole na stadionach żądali przerwania meczów i uczczenia tego momentu minutą ciszy. Nie dlatego, że umarł papież, ale dlatego, że umarł POLSKI PAPIEŻ, największy idol tego narodu. Nic więc dziwnego, że w konsekwencji tej bałwochwalczej popularności przedstawiciele kleru zaczęli się zachowywać jak celebryci, którym wszystko wolno i którym wszystko się wybacza.
Polski kler ma szczęście, że dziś musi się z nim liczyć każda siła polityczna. W każdym innym, cywilizowanym kraju europejskim tak panoszące się duchowieństwo zostałoby zmiecione w oka mgnieniu przez siły liberalne i laickie, ale nie w Polsce, bo w Polsce jest na odwrót: W oka mgnieniu zmiatane są formacje liberalne i laickie, które odważą się na krytykę kleru i Kościoła.
Polski kler ma szczęście, że siły polityczne, które niegdyś lansowały hasło Kościół, lewica, dialog, nie czują się dziś powołane do walki z Kościołem i dewocją z pozycji ideologicznych, filozoficznych i cywilizacyjnych.
Polski kler ma szczęście , że opinia publiczna w kraju jest tak słaba, że kreatury pokroju Henryka Jankowskiego – pedofila, efebofila, agenta SB, cynika, aroganta, narcyza, próżniaka, kabotyna, zarozumialca, ignoranta, defraudanta, sybaryty, celebryty przez lata spokojnie mogą funkcjonować w naszym życiu politycznym. I że całe ich złe dziedzictwo bezkarnie i w świetle jupiterów mogą przejmować osoby pokroju Leszka Głodzia – cynika, aroganta, narcyza, próżniaka, kabotyna, zarozumialca, ignoranta, sybaryty, celebryty i z pewnością kogoś więcej.
Polski kler ma szczęście, że osoby takie wciąż mogą się cieszyć uznaniem i przywilejami, że mogą piastować najwyższe stanowiska, mieszkać w pałacach i pałacykach, otaczać się luksusem, mieć służbę, a o ich seksualnych, alkoholowych i nuworyszowskich wybrykach krążą tylko plotki, ponieważ media są zbyt słabe, zastraszone i leniwe, by wywlec je na światło dzienne, a naród zbyt ciemny, by w to uwierzyć i domagać się prawdy.
Polski kler ma szczęście, że polskie społeczeństwo nie może się wyzwolić z ciążącej mu tradycji, że młodzi, racjonalnie myślący ludzie wciąż zanoszą swoje noworodki do chrztu, że posyłają swoje małe dzieci na religię i do pierwszej komunii, że przymuszają swe dorastające dzieci do bierzmowania, że sami biorą ślub w kościele, że nie potrafią się temu przeciwstawić, bo się boją, co powie mama, co powie babcia.
Jednym słowem: polski kler ma wielkie szczęście.
Ale żadne szczęście nie trwa wiecznie. Szóstka w lotto - w życiu czy w historii - trafia się tylko raz. A jeśli się powtarza, to tylko w wyniku ewidentnego oszustwa.
JERZY KRUK
Post edytowany