http://www.novayagazeta.ru/columns/74605.html
ZWYCIĘSTWO KOALICJI DZIAŁKOWICZÓW I ŻYRINOWSKIEGO –
Kiryłł Martynow z Nowej Gaziety o wstępnych wynikach przeprowadzonych wczoraj w Rosji wyborów do Dumy Państwowej:
"Jak przypuszczaliśmy, wybory do Dumy siódmej kadencji stały się naturalnym rezultatem anomalnej kampanii przedwyborczej, która dopiero co się rozkręciła – krótkiej, ostrożnej, taniej i bardzo nudnej dla większości obywateli nie zajmujących się zawodowo polityką. Wszystko to przyczyniło się do rekordowo niskiej frekwencji, która o 18:00, na dwie godziny do zamknięcia lokali wyborczych, wynosiła według danych Centralnej Komisji Wyborczej 39%. Jeszcze nigdy od początku tego wieku w głosowaniu federalnym nie uczestniczyło tak mało ludzi.
Niektórzy twierdzą, że niska frekwencja oznacza czyste wybory i brak masowych fałszerstw. Szumu wokół wyborów nie było jednak również przez ostatnie tygodnie. Wydaje się, że społeczeństwo rozczarowało się wyborczą polityką i uważa, że są ważniejsze sprawy. Część ludzi zniechęciła się już w 2011 roku, uważa wybory za farsę i świadomie zrezygnowała z oddania głosu. Ale większość, jak wszystko na to wskazuje, wolała po prostu spędzić ten chłodny, wrześniowy dzień na przygotowaniach do zamknięcia sezonu działkowego.
Strategia władz, polegająca na kontrolowanym obniżeniu frekwencji dzięki przeniesieniu wyborów na wrzesień oraz postawieniu na „nudną” kampanię, okazała się skuteczna. Liczba głosów oddanych na Jedną Rosję nie przewyższy 50%, czyli partia Miedwiediewa uzyska mniej więcej taki sam wynik jak w 2011 roku (49%), ale mieszany system wyborczy i głosowanie w okręgach jednomandatowych i tak wzmocnią jej pozycję.
Będziemy mieć w istocie jednopartyjny parlament przy formalnym zachowaniu demokracji – czyli pod tym względem sytuacja jedynie się pogorszy. Mniej więcej jedną czwartą mandatów podzielą między siebie trzy partie satelickie.
Według wstępnych wyników żadna pozaparlamentarna partia nie przekroczyła pięcioprocentowego progu, ale wahają się jeszcze losy kilku kandydatów opozycyjnych, którzy startowali w wyborach w okręgach jednomandatowych. Masowych protestów po tych wyborach rzecz jasna nie będzie – nie ma po prostu powodu dla takich wystąpień, tym bardziej, że frekwencja w dwóch miastach z największym potencjałem protestacyjnym [Moskwa i Petersburg] oscylowała wokół 25%.
O instytucjonalnych przyczynach tej sytuacji już pisałem (…) Opozycja systemowo przegrała z władzą, ponieważ musiała grać według jej reguł, a nie miała równego dostępu do mediów, sądów, zasobów finansowych i była zmuszona rozpocząć agitację dopiero pod koniec sierpnia.
Rezultatem stało się to, że większość wyborców, po pierwsze, nie rozumiała znaczenia tych wyborów, a po drugie, nie miała jasności co do tego, kto i po co bierze w nich udział. Opozycja nie zdołała dotrzeć ze swym programem – antywojennym i antykryzysowym, ukierunkowanym na obronę społeczeństwa przed atakami ze strony państwa – do wyborców. Nawet ci, którzy przyszli do lokali wyborczych, byli zdezorientowani. Na Twitterze jeden z obserwatorów napisał, że pewna starsza kobieta zapytała, jak prawidłowo zagłosować za Jelcyna, trzeba więc było jej powiedzieć, że Jelcyn już nie żyje.
Polityka w Rosji stała się zjawiskiem dość rzadkim. Bywalcom Facebooka trudno to zrozumieć, ale ludzie nie śledzą na bieżąco politycznych skandali, bo po prostu uważają, że to nie wpływa na ich życie. I tylko raz na pięć lat z trudem przypominają sobie, co to jest demokracja i do czego jest ona potrzebna. Polityczni aktywiści nie zauważają tego rozłamu między nimi a większością elektoratu. Częstym zjawiskiem staje się tedy wyolbrzymianie roli świadomego bojkotu wyborów przez politycznie świadomych wyborców. Ludzie nie przyszli na wybory nie dlatego, że chcieli w ten sposób zademonstrować władzom swój sprzeciw, lecz dlatego, że nikt nie zdołał im wyjaśnić, po co mieliby to zrobić.
Znaczna część odpowiedzialności za tę sytuację spoczywa oczywiście na samej opozycji, która nie potrafiła stworzyć jednej opozycyjnej partii (i nie mogła zawiązać koalicji z powodu sztucznych ograniczeń biurokratycznych). Jabłoko prowadziło bardzo ostrożną kampanię, a PARNAS odstraszył swoich potencjalnych wyborców serią skandali oraz uczynieniem gwiazdą swojej kampanii populistę Wjaczesława Malcewa. Nie było prostego i jasnego hasła podobnego do popularnego w 2011 roku (i fatalnego z punktu widzenia rezultatów) „głosuj na jakąkolwiek inną partię”.
Wyborcom nie zaproponowano jasnej formy jednoznacznego sposobu wyrażenia za pomocą karty do głosowania swojego sprzeciwu i dlatego wielu z nich wolało zostać w domu albo zagłosować na partię Żyrinowskiego."