Po blisko 90 latach od wojny 1920 roku w pamięci Polaków istnieją zazwyczaj tylko: Radzymin, ksiądz Skorupka, Piłsudski i określenie „cud nad Wisłą”, powtarzane na ogół bezmyślnie. Miało ono przecież deprecjonować Piłsudskiego jako Wodza Naczelnego. Tymczasem cudu nad Wisłą nie było.
Adam Zamoyski, prowadząc czytelnika od Warszawy do Kijowa i z powrotem, dorzuca do naszej mapy pamięci kilka nowych punktów. Opisuje dramatyczne boje 5. Armii Sikorskiego nad Wkrą ze znacznie silniejszym przeciwnikiem, wielką bitwę kawaleryjską pod Komarowem, świetną postawę 18. Dywizji Piechoty dowodzonej przez znakomitego generała, Czecha Franciszka Krajowskiego (Kralička), walki grupy energicznego generała Lucjana Żeligowskiego. Wspomina także obronę Płocka. Szkoda tylko, że Zamoyski daje mało żywych scen z tamtej wojny, takich jak przywołana przez niego, sienkiewiczowska, jakby wzięta z XVII wieku, sytuacja, gdy 1. Pułk Ułanów Krechowieckich stanął naprzeciw kawalerii Budionnego. Z jej szeregów wyjechał przed front Kuźma Kruczkow, który wzywał na pojedynek „polskiego pana”. Rotmistrz Racięski „odbił cięcie skierowane w głowę i ciął straszliwie z góry, w prawo w dół (...) rozległo się wycie kozactwa „ubit, ubit” i ława z miejsc podała tyły szarżującym krechowiakom”. A były w tej wojnie liczne momenty bohaterskie, dramatyczne i tragiczne, dziś niemal zapomniane, jak walka „baterii śmierci” pod Dytiatynem i bój w polskich Termopilach – Zadwórzu. Tylko kto o tym napisze? Tak jednak, żeby się czytać chciało. Chyba, jak zwykle, ktoś z zagranicy.
Adam Zamoyski „Warszawa 1920”. Przełożył Michał Ronikier. Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2009
https://www.rp.pl/Plus-Minus/311079931-Nie-bylo-...