" miałem piątkę ale to było dawno i stałem się "techniczny i skomputeryzowany""
w takim razie istnieją trzy opcje :
1. piątkę otrzymaliście @kumaczu na świadectwie ukończenia 1-szej klasy szkoły podstawowej, co nie było wielkim wyczynem zważywszy fakt że wszyscy uczniowie klas pierwszych otrzymywali taką właśnie ocenę .
2. jeżeli było to w trakcie kontynuowania nauki to nauczycielka (o ile jest jeszcze wśród nas) ma dużą szansę na zawał
3. o ile nauczycielka nie doczekała to właśnie przewraca się w grobie
widzę was @kumacz raczej jako ofiarę edukacji niż prymusa (sądząc po tym co i w jaki sposób udostępniasz)
" Napisano Styczeń 16, 2015
Do Jana12: Ja chodziłem do podstawówki nieco później, bo w latach 1973-81, ale układy w szkole były takie same. Wychowawczyni miała jakąś taką gumę w kolorze czarnym, którą nazywała "murzynkiem" i łapy dostawało dziennie co najmniej 10-15 osób (w klasie nas było 38 do 40) W trzeciej-czwartej klasie, koleżance zdarzyło się rzucić w czasie lekcji do kogoś uprzejme k.... trochę za głośno i dostała takie łapy, że płakała jeszcze przy wyjściu ze szkoły (dostała po 15 w każdą, bo: słowo ma 5 liter razy trzy, czyli chamstwo, plugawienie języka i gadanie na lekcji) ale nie z bólu, tylko dlatego, że matka na pewno zobaczy opuchnięte ręce i przeprowadzi śledztwo; a wiedziała, że wtedy dostanie baty na goły tyłek rzemienną smyczą i to nie 15 razy, a co najmarniej 30. Dyrektor szkoły też miał gumę, którą nazywaliśmy "walidupą", jak któregoś z nas złapał na bieganiu podczas przerwy, albo nie daj Bóg na dokuczaniu dziewczynom, to zabierał do składzika i zaczynało się. Po 10 przez spodnie, znani twardziele płakali jak dzieci. Raz nas trzech (Trzech Muszkieterów) dopadł na boisku przy podpalaniu zeszytów do ruskiego i jak usłyszeliśmy werdykt - po 20 na gołą d..., to Tomcio "Mucha" zbladł jak papier, a Darcio "Ptasiek" się rozpłakał w głos (Darcio dostawał od ojca 2 razy tyle ile w szkole i to wojskowym pasem) Ja prawie zemdlałem na tę "wiadomość"... Mieliśmy czekać pod składzikiem, w którym karany darł się wniebogłosy, licząc złamanym głosem uderzenia. A Dyro znęcał się dodatkowo, urągliwie komentując: "co, boli d...? Będzie jeszcze bardziej, bo ci zostało jeszcze 12 batów" Jezu, jak ta cholerna guma bolała na goły tyłek! po 5 płakałem jak bóbr, a po 10 błagałem o litość, co skończyło się napomnieniem i 3 batami przyłożonymi z dużo większą siłą (on kiedyś trenował ponoć rzut młotem) Tyłki mieliśmy w granatowe pręgi, po 2-3 dniach były czarne. Darcio nie przychodził przez dwa dni do szkoły, a kiedy przyszedł jeszcze był blady i miał zwolnienie z wf-u. Ponoć, za zabawę ogniem dostał od ojca 50 pachów, choć nie chce mi się w to wierzyć. Tomcio jest dzisiaj znanym w całym mieście glazurnikiem i terminy ma zaklepane na pół roku, zaś Darcio prowadzi gabinet weterynaryjny. Czyli nie staliśmy się zwyrodnialcami czy "pokręceńcami". Ostre bicie w tyłek nie oznacza złamanej psychiki jak twierdzą niektórzy "
" Napisano Październik 7, 2016
Ja chodziłam do szkoły podstawowej w latach 53-60 i to w małej miejscowości w okolicy Wrocławia - "ziemie odzyskane". Rózgi, dyscyplina, linia drewniana czy wojskowy pas to była codzienność. Bili nas w szkole, poprawiali w domu, dostać można było i od woźnych i dozorców, od nauczycieli i krewnych. Specjalistą od chłostania nas był kierownik szkoły - stary frontowiec, który ciął nagie tyłki chłopakom wojskowym pasem, tak, że łzy im leciały do końca dnia. Dziewczynom dawał jedynie łapy, ale za to grubym rzemieniem lub całkiem sporą rózgą. No i nie były to 3-4 baty, na nasze drobne dłonie spadało po 15 uderzeń. Zresztą w łapy bili wszyscy, mocno, bez litości; kiedy uzyskało się pozwolenie na pójście w czasie lekcji do toalety, to idąc wzdłuż klas, słyszało się dochodzące stamtąd krzyki, wybuchy płaczu i klaskanie przyrządów o ciało. Nikt oczywiście nie marudził nazbyt, bo skoro dostawali wszyscy - było to normą. Specjalistką od bicia dziewcząt była pani Lelejko, urodzona we Lwowie hen, w czasach zaboru austriackiego, (chyba jeszcze pod koniec XIX wieku). Dziewczęta wysłane do niej "w celu poprawy postawy" zaczynały płakać od razu, niektóre prawie mdlały, zwłaszcza jeśli wina była poważna, czyli głośna kłótnia z koleżanką z użyciem epitetów, szarpanina, nazbyt rzucające się w oczy przymilanie się do chłopaków, czy, o zgrozo, papierosy... Używała rózgi, dyscypliny z węzełkami lub, co najgorsze rzemienia od maszyny do szycia. Raz do niej trafiłam i dostałam rózgą - 25 mocnych sieknięć w nagie pośladki i uda, które zostawiły grube, puchnące pręgi. Mama dołożyła mi w domu dyscypliną, więc przepłakałam całą prawie noc. To było za szarpaninę właśnie z koleżanką Tosią. Inna z koleżanek - Danka, w 6 czy w 7 klasie poczuła już "wolę Bożą" i uciekła ze szkoły, aby spotkać się ze swoją sympatią. Ona miała 14 lat, on 18 i pracował w pobliskiej fabryce. Dankę nakryła jedna z nauczycielek kiedy się z nim całowała nad rzeką. Nazajutrz, Dana została wezwana do pani Lelejko, która dała z siebie wszystko... Dankę widzieliśmy wyprowadzaną przez matkę z kantorka, szlochała, jęczała przy każdym kroku i była boso, bez butów i pończoch - dłonie miała sine, pręgi na nogach, a matka krzyczała na nią, że: "pójdziesz tak jak stoisz, jak ci nogi porządnie zmarzną, to ci rozumu przybędzie". Pani Lelejko zbiła ją rózgami po tyłku, dała po kilkadziesiąt łap i dała też jej rzemieniem po piętach i palcach stóp. Mama jej tez dołożyła swoje, tak, że Danka nie przyszła do szkoły następnego dnia... Danka jest już na emeryturze, tak jak ja, pracowała całe życie w szkole i nie uderzyła dzieci ani razu - jak sama mówiła, że te baty wtedy, nic nie dały, bo poleciała prawie od razu do chłopaka, a on "całował jej każdą pręgę na ciele i przy takiej pocieszance mogłaby dostawać lanie nawet codziennie" "
https://f.kafeteria.pl/temat-4571490-czy-pamietacie-k...
W Polsce prawnie zakazano stosowania kar cielesnych w szkole w 2001 roku. Jeszcze w latach 80. karanie uczniów ciągnięciem za uszy, lub biciem linijką po rękach zdarzało się dość często.
warto przypomnieć te metody wychowawcze i ich zadziwiającą skuteczność