Wczoraj (w sobotę) byłam na wycieczce autokarem -z ludźmi, którzy tak jak i ja zapisali się na ten wyjazd. Organizator: Towarzystwo Przyjaciół Mińska Mazowieckiego. Autokar był pełen. Dosłownie! Choć był upał na dworze -my w środku autokaru- mieliśmy przyjemny chłodek ;) A atmosferę 'robił' mikrofonem nasz wspaniały przewodnik wycieczki :). Poprowadził ją żartując brawurowo, co nam się bardzo podobało :) Żartując -nawiązywał do historii zwiedzanych miejsc i kręcenia w naszych okolicach słynnych filmów fabularnych. Nie nudziliśmy się.
Docelowo mieliśmy trafić do Lublina...
ale po kolei odwiedzaliśmy Latowicz, Wolę Gułowską, Sobieszyn... a w każdym z tych miejsc dowiadywaliśmy się bardzo ciekawych rzeczy...
aż zawitaliśmy do Lublina. Tam czekała na nas szeeeroko uśmiechnięta i zadowolona pani Beatka, przewodniczka z lubelskiego PTTK.
Przywitała nas baardzo gorrrąco :)) i zabrała w 'wędrówkę po Starym Mieście' (celowo napisałam: Stare Miasto :) nie- Starówka... tłumacząc nam jaka jest różnica miedzy tymi dwoma określeniami.
Opowiadała ciekawą historię miasta, co o dziwo -nie okazało się nudne :) robiła to z wielką pasją i zaangażowaniem. Takich przewodników w dzisiejszych czasach można na palcach policzyć... Cieszę się, że to właśnie pani Beatka przypadła nam w udziale :) ponieważ to była moja pierwsza wycieczka i -od kiedy ponownie zamieszkałam w Mińsku Maz. -to bardzo zachęciłam się do dalszych autokarowych eskapad organizowanych przez wspomniane wyżej TPMM.
Ale wróćmy do naszej fajnej wyprawy w..... nieznane :)
Powiecie, że przecież wiadomo było -co, jak i kiedy.
Teoretycznie ;))
Nie spodziewaliśmy się przecież, że będzie na nas czekała niespodzianka w drodze powrotnej.... jakże miła niespodzianka :)
Wracaliśmy inną trasą niż przyjechaliśmy (ale to było dla nas całkiem zrozumiałe). ......rozbawieni, zajęci rozmowami i żartowaniem. I kiedy nagle przez mikrofon usłyszeliśmy, że zajeżdżamy do Kazimierza Dolnego -nie jeden z nas był zdziwiony i zaskoczony... podarowano nam godzinkę nie planowanej, dodatkowej a t r a k c j i..... ;)!
Choć byliśmy już ciut zmęczeni -szybko rozproszyliśmy się po ryneczku urokliwego miasteczka, każdy coś dla siebie wypatrzył i zakupił na pamiątkę.
Ponieważ ja już kiedyś to miejsce odwiedziłam -wiedziałam gdzie się udać po najlepsze słynne piekarskie koguty... można takiego zasuszyć i zawiesić -na jakiś czas- jako kuchenną ozdobę lub po prostu -ze smakiem zjeść :)
Dzięki takiej niespodziance -każdy był w szampańskim humorze więc wracając śpiewaliśmy prawie całą powrotną drogę :) co niepostrzeżenie 'skróciło' nam powrót.
Nie skłamię, jak powiem że wycieczka -z właśnie t y m Towarzystwem- była udana i fajna.
I już zapisałam się na organizowaną następną wycieczkę :)