Witam,
mam dwa "problemy".
1. Gdzie mogę zgłosić problem bardzo zaniedbanego psa? Dzwoniłam już do weterynarza powiatowego, miał przyjechać w czwartek / piątek lub sobotę, wcześniej zadzwonić, ale ani nie było jego ani telefonu..
Problem wydaje mi się poważny, ponieważ:
-właścicielka psa pracuje w Toruniu i od kwietnia/maja nie ma jej w domu; przy psie dyżury pełnią: Pani z sąsiedniej ulicy, która przynosi jemu jakieś ochłapy, jej mąż, który czasami tego psa wyprowadza - i jeśli ich nie ma, inna sąsiadka, która psa tylko wyprowadza.
-pies zatem cały czas siedzi sam i głupieje..: do 4 nad ranem piszczy/ skamle/ szczeka.. nie wspominając, że cały dzień też szczeka (pracuje w domu, to wiem), podgryza psa z którym graniczy działka..
-kundel ten okropnie śmierdzi, jest brudny, z "podwozia" sączy się jemu jakaś wydzielina, kiedyś coś słyszałam o torbielach.., coś też jemu wystaje i jakby się ciągnęło...
-no i pies jest niesamowicie agresywny, a i wątpię w to, żeby był szczepiony p/wściekliźnie.
Mam takie przypuszczenia, ponieważ w czwartek, jak wyprowadzałam swojego psa do samochodu, ten agresor (mimo, że jest dużo mniejszy od mojego psa) rzucił się na niego; trwało to ok 2-3 minuty, natomiast był na tyle agresywny, że mój pies już zdążył chwile nie oddychać (agresor rzucił się na szyje), a ja miałam problem, żeby "rozkleszczyć" jego szczękę i razem z siostrą "odczepić" agresora od mojego psa, który - jak to labrador, jest spokojny i nie umie się gryźć. Później okazało się, że pies ma głębokie rany i krwotok, na skutek wbicia się zębów agresora. Miał też zabieg, aktualnie musi mieć zastrzyki z antybiotykami, p/bólowe i p/zakazne.. Agresor wyleciał, bo bardzo starsza mama właścicielki zapomniała zamknąć furtkę (która defakto dziwiła się mi, że kundla przeniosłam za chabety na jej podwórko, bo "kijem boi się do dotknąć". Ogólnie, jak mały agresor nie bał się rzucić na dużego psa, to raczej nie jest dobrze z jego agresją.. Tym bardziej, że to suka i powinna uciekać.
Matka właścicielki właściwie ok 10 min po całym zamieszaniu (sądzę, że) uciekła. Ponieważ nie zostawiła ani do siebie, ani do córki nr telefonu. Uciekając coś przekazywała innej sąsiadce, że "podobno córka kiedyś tam szczepiła".. ale zaświadczenia nie mam, nie widziałam.
Jest to niepokojące. Zresztą, jeśli jakiś lekarz szczepił tego psa, to słabo, jak nie zareagował na jego "prezencję".
Sąsiedzi boją się o swoje dzieci, które niedługo będą same wracały ze szkoły. Ten pies jest na tyle agresywny, że dorośli boją się, że i ich zaatakuje.
Problem 2, to "Pani z sąsiedniej ulicy, która dokarmia psy".
Otóż od jakiegoś czasu, uprawia sobie ona wolną amerykankę, w postaci: w nocy grzebie w śmietnikach szukając resztek, w dzień chodzi po sąsiednich ulicach i zgląda, komu by tu zabrać psa albo na kogo naskarżyć, że źle się nim zajmuje. Np. tydzień przed pogryzieniem, przez agresora mojego psa, owa sąsiadka wtrąciła się, jak aston zamiast do samochodu podbiegł do działki obok (nikogo nie atakował, wąchał sobie trawę..). Twierdziła, że mój pies- labrador, jest agresywny, groźny i ogólnie niebezpieczna rasa..
Nasprowadzała sobie z 10 kotów z sąsiedztwa i trzyma je na swoim podwórku, tam też jest kartka z prośbą o "niedokarmianie kotów". Niedawno też był usuwany próg zwalniający, który bez porozumienia z sąsiadami założony był, ponieważ "koty boją się przechodzić przez ulicę". Ludzie...
Jak pies (spokojny) sprytnie wyleci na ulice, na chwilkę, jak sąsiedzi wprowadzają samochód od razu wzywa policję. A nic nikomu się nie dzieje. Pies obwącha 2-3 krzaki i wraca. Tylko ten agresor rzuca się na ludzi.
Ja już kilka razy miałam groźby, że zabierze mi psa.. Zresztą ta Pani otwarcie mówi, że "stoi w obronie zwierząt, bo na Religii ksiądz uczył ją być dobrą dla zwierząt". Ta Pani ma po 60..
Gdzie można zgłosić problem nadgorliwej sąsiadki? Mieszkam w sumie w mało uczęszczanym osiedlu. Dotychczas nigdy nie mieliśmy problemów, ale teraz ta sąsiadka szantażuje całe osiedle.