Cimoszewicz – salonowiec w gumofilcach. Pewnie wolał, aby Polska padła na kolana przed Brukselą jak on kiedyś przed Kremlem
Towarzysz „Carex” Cimoszewicz trafił w końcu do Brukseli i jest tam przez lewactwo hołubiony, bowiem zasłużył się już dużo wcześniej nie tylko „słusznym życiorysem”, ale wielokrotnymi bezpardonowymi atakami na polski rząd utworzony po wyborach z 2015 roku. Temu przyzwyczajonemu do pozycji „na klęczkach” politycznemu lokajowi nie spodobała się na przykład twarda reakcja polskich władz na decyzję KE o uruchomieniu przeciwko Polsce art. 7 traktatu UE. Pewnie wolał, aby Polska padła na kolana przed Brukselą, tak jak kiedyś on i jego komusza banda w pozycji klęczącej wyczekiwali rozkazów i zaleceń płynących z Kremla.
O towarzyszu Włodzimierzu Cimoszewiczu bez przesady można powiedzieć, że jest jednym z najbardziej ukochanych przez salon III RP komuchów. Czy to Michnikowa „Gazeta Wyborcza” czy TVN i TVN24 Cimoszewicz jest tam traktowany niczym wielki mąż stanu, a polityczne opinie ferowane przez tego czerwonego karierowicza spijane są z jego ust przez medialnych funkcjonariuszy niczym cudowna i życiodajna ambrozja. Z kolei z punktu widzenia środowisk prawicowych i patriotycznych Cimoszewicza trzeba zaliczyć do czołowych szkodników oraz przeciwników polskiej niepodległości i suwerenności, który w genach odziedziczył potrzebę wysługiwania się wrogom Polski lub jakimkolwiek zagranicznym mocodawcom. Na tej gotowości do służalczości budował swoją pozycję oraz karierę. Fakt, że ktoś taki jak ten stary komuch trafił ostatnio do Parlamentu Europejskiego, to wstyd i hańba dla Polski i Polaków.
No, ale czas zająć się genami towarzysza Cimoszewicza.
29 listopada 2001 r. jedna z czołowych medialnych funkcjonariuszek w służbie establishmentu III RP, redaktor Monika Olejnik zapowiedziała: Nie będę pana Leppera więcej zapraszać do „7 dni tygodnia” w Radiu Zet i do „Kropki nad i” w TVN, bo to moje autorskie programy. To moja osobista decyzja. Uważam, że Lepper przekroczył granicę. W moim programie powiedział mniej więcej tak: „Przepraszam pana Cimoszewicza za to, co powiedziałem o jego ojcu, ale co jego ojciec robił, każdy może sobie sprawdzić”. Wato przypomnieć, że wcześniej Andrzej Lepper publicznie nazwał Cimoszewicza kanalią, a jego ojca zbrodniarzem. Chodziło mu o działalność stalinowca, pułkownika Mariana Cimoszewicza, funkcjonariusza Informacji Wojskowej. Lepper opierał się na wcześniejszych, bo pochodzących z 1991 r. stwierdzeniach posła Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego Jana Beszty-Borowskiego, który mówił: Szef Informacji Wojskowej w Wojskowej Akademii Technicznej o nazwisku Cimoszewicz miał zwyczaj rozmawiania z ludźmi, trzymając w ręku pistolet i obracając nim na palcu cynglowym. Znany jest fakt śmierci jednego z podwładnych w wyniku takich rozmów. Cimoszewicz junior zareagował wówczas na te słowa w taki oto, bardzo emocjonalny sposób: Rozumiem, że dla Borowskiego, jego szefów i was, nierozumnych dziennikarzy, babrzących się w takich prowokacjach, wybawcami byli naziści, skoro ci, którzy z nimi walczyli, zasługują na miano oprawców. Po wojnie mój ojciec przez 30 lat służył w Wojsku Polskim, w tym także w kontrwywiadzie, instytucji, jaka jest zawsze i w każdej armii. Wy, którzy opluwacie Go dzisiaj, możecie powołać się tylko na fakt służby w tej formacji. Nie przytaczacie, bo nie możecie przytoczyć żadnych prawdziwych zarzutów, dotyczących Jego postępowania. „Dowody” Borowskiego są łgarstwem.
Dzisiaj po niemal trzydziestu latach od tamtej emocjonalnej reakcji komucha Cimoszewicza dzieci i wnuki stalinowskich sługusów i oprawców zmądrzeli i częściej milczą niż prowokują do dalszego drążenia historii swych kłopotliwych przodków. Sprawę najczęściej pozostawiają „słusznym mediom”, które zbyt ciekawskich i dociekliwych delikwentów glanują za pomocą dziennikarskich cyngli wykorzystujących znane określenia typu „mowa nienawiści”, „podłe zachowanie”, „nikczemna akcja”. Następnie wsparcie idzie ze strony tak zwanych celebrytów, czyli zwykłych marnych komediantów na służbie salonu, zwanych nad Wisłą „artystami”. Jeżeli i to nie wystarcza, do akcji wkraczają rozgrzane sądy. Jednak w latach 90. nie było jeszcze tej medialnej salonowej procedury, dzięki czemu po skierowanej przez oburzonego Besztę-Borowskiego skargi na Cimoszewicza do sądu, mogliśmy się dowiedzieć nieco więcej o płk. Marianie Cimoszewiczu. Beszta-Borowski pisał:
Oto przyszły pułkownik Cimoszewicz w czasie wybuchu wojny w 1939 roku, mając lat 22, nie uczestniczy w obronie Polski, nie jest żołnierzem Armii Polskiej broniącej ojczyzny przed dwoma najeźdźcami. Przeciwnie – już w październiku 1939 r. jest poborcą dostaw obowiązkowych w wołkowyskim Rejnopolnamzakie. Czyli jest na służbie jednego z zaborców – bolszewików. Rekwirował płody rolne od polskich rolników na rzecz najeźdźcy. Zaczęto przypominać coraz częściej artykuły prasowe sprzed lat, jak ten Piotra Jakuckiego „Płk Cimoszewicz”, („Gazeta Polska” z 4 listopada 1993 r.), z którego wynikało, że Cimoszewicz senior najprawdopodobniej był tajnym agentem, tak zwanym „seksotem” podczas pracy w parowozowni, w zajętym przez sowietów Białymstoku. Przypomniano również artykuł Roberta Mazurka z 1997 roku („Życie Warszawy” z 31 marca 1997 r.), zatytułowany: „Metamorfozy pana C.”, z którego jasno wynikało, że nieposiadający nawet matury, płk Cimoszewicz w 1951 r. trafia do Wojskowej Akademii Technicznej. Tam aresztuje komendanta uczelni gen. Floriana Grabczyńskiego. Z jego rozkazu aresztowano też kilkunastu oficerów WAT, którzy wcześniej byli w AK. Dodajmy jeszcze do tego, że Cimoszewiczowie zamieszkali w domu na Boernerowie (Bemowo), odebranym prawowitym właścicielom, których przymusowo wysiedlono z na początku lat 50. jako „element politycznie niepewny” („Gazeta Lokalna” nr 2/104 z lutego 1996 r.), a żona majora. Cimoszewicza zaczęła pracę w bibliotece WAT na miejscu poprzedniej pracowniczki tej biblioteki, Ewy Cecetki-Cymerman, zwolnionej nagle bez uzasadnienia w sposób bardzo ordynarny przez Mariana Cimoszewicza („Gazeta Lokalna” z 27 czerwca 1992 r., nr 12-13/42-43).
Po tym wstępie łatwiej nam będzie zrozumieć powód, dla którego Monika Olejnik w 2001 roku rozpoczęła słynny bojkot medialny Andrzeja Leppera, tłumaczony troską o standardy w polityce oraz jej wrodzoną wrażliwością na chamstwo. Wtedy jeszcze opinia publiczna nie wiedziała, że i ona podobnie jak jej czerwony pupil, towarzysz Wołodia jest typowym resortowym dzieckiem, czyli córką esbeka, robiącą wielką karierę dziennikarską w III RP. Można powiedzieć, że broniąc Cimoszewicza, Monika „Stokrotka” Olejnik broniła także siebie. Wracajmy jednak do naszego dzisiejszego „bohatera”, który po 1989 roku był w Polsce wicepremierem, ministrem spraw zagranicznych, ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym, premierem i marszałkiem sejmu. Trzeba przyznać, że jak na kraj szczycący się obaleniem komunizmu nie przynosi Polsce chluby ta oszałamiająca ścieżka kariery człowieka, który od najmłodszych lat należał do komunistycznej młodzieżówki i już w wieku 21 lat wstąpił do PZPR, a w 1980 r. podczas „karnawału Solidarności” został tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Carex”. Data rejestracji przez SB zbiega się z pewną krótką i lakoniczną informacją podawaną w oficjalnych życiorysach Wołodii i brzmiącą mniej więcej tak: Od 1980 do 1981 był stypendystą Programu Fulbrighta na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Warto w tym miejscu przypomnieć fragment artykułu Ireny Lasoty zamieszczonego w maju ubiegłego roku na łamach „Rzeczpospolitej”. Tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego ta przebywająca od 1970 roku na emigracji opozycjonistka i antykomunistka pisała: W wyborach do Parlamentu Europejskiego jedynką na liście Koalicji Europejskiej w okręgu numer cztery jest Włodzimierz Cimoszewicz. „Bezpartyjny, z rekomendacji SLD”. Ponieważ coś – o czym później – łączy mnie z Cimoszewiczem, to choć nie będę w nich uczestniczyć, zaczynam się interesować wyborami, które odbędą się za tydzień. (...) W tym natłoku służby publicznej, działalności naukowej i sukcesów politycznych pojawia się też skromna na pozór informacja, że „od 1980 do 1981 był stypendystą Fundacji Fulbrighta na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku”. Niby nic takiego, gdyby nie to, że byle kto na takie stypendia nie wyjeżdżał i że przed wyjazdem do USA Cimoszewicz został zarejestrowany jako kontakt operacyjny „Carex” (nr ew. 13613) i odbył dwie „rozmowy pozyskaniow”” w Domu Chłopa i Pod Retmanem. Wedle kapitana Janusza Zielińskiego Cimoszewicz „bez wahania wyraził zgodę na współpracę”. W Nowym Jorku, już jako „Carex”, skontaktował się z agentem rezydentury PRL „Żaltise”, który potwierdził, że Cimoszewicz będzie realizował powierzone mu jeszcze w Polsce zadanie „podjęcia prób nawiązania kontaktu z czołową przedstawicielką najnowszej emigracji politycznej, Ireną Lasotą-Zabłudowską (pion »E«, sprawa krypt. »Saba«), by w ten sposób uzyskać możliwości rozpoznania przejawów działalności wrogiej emigracji wobec Polski w kontekście obecnej sytuacji w Polsce. (...) W 2001 roku sąd uznał za prawdziwe oświadczenie Cimoszewicza, że nie był tajnym współpracownikiem, a w 2019 roku na spotkaniu wyborczym Cimoszewicz opowiadał, jak było miło w latach 70., bo można było pojechać (sobie) na Zachód, i jak to on, nie wspominając, że był pierwszym sekretarzem PZPR na UW, zacząć podróżować. I myślę, że teraz ten sam Cimoszewicz pojedzie do Brukseli, chyba że przejedzie na białych pasach – parafrazując jego kolegę Adama Michnika, koautora wspólnego artykułu „O prawdę i pojednanie” – rowerzystkę w Hajnówce.
Jak przewidziała Irena Lasota, towarzysz „Carex” Cimoszewicz trafił w końcu do Brukseli i jest tam przez lewactwo hołubiony, bowiem zasłużył się już dużo wcześniej nie tylko „słusznym życiorysem”, ale wielokrotnymi bezpardonowymi atakami na polski rząd utworzony po wyborach z 2015 roku. Temu przyzwyczajonemu do pozycji „na klęczkach” politycznemu lokajowi nie spodobała się na przykład twarda reakcja polskich władz na decyzję KE o uruchomieniu przeciwko Polsce art. 7 traktatu UE. Pewnie wolał, aby Polska padła na kolana przed Brukselą, tak jak kiedyś on i jego komusza banda w pozycji klęczącej wyczekiwali rozkazów i zaleceń płynących z Kremla. Goszcząc w TVN24 towarzysz Wołodia tak zareagował na ostrą reakcję polskiego rządu: Wszedł cham w zabłoconych gumofilcach do salonu, wypróżnił się i rechocząc, mówi „nic mi nie zrobicie”. To jest coś strasznego, co się dzieje z naszym krajem.
A teraz inny antypolski atak tego zatwardziałego komucha na Polaków. W tej samej ubiegłorocznej kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego Cimoszewicz wsparł „Przedsiębiorstwo Holokaust” i „Ustawę 447”, mówiąc u swojej fanki Moniki Olejnik w „Kropce nad i”: W naszym kraju za cnotę uważa się obronę tego, żeby nie zwrócić tego, co się komuś należy tylko dlatego, że był Żydem, do tego ofiarą holokaustu. Na te bezczelne słowa antypolskiego sprzedawczyka i zdrajcy natychmiast zareagował Sławomir Cenckiewicz, który nawiązując do drogi życiowej towarzyszy Mariana i Włodzimierza Cimoszewiczów napisał na Twitterze: Co innego Polacy, którym bolszewicy majątki pozabierali po 1944, pół Polski odebrali i wypędzili z domostw – tym nic się nie należy, mogli się ci „białopolacy” ubezpieczyć, wstąpić do PZPR i dać się zwerbować bezpiece a potem wyjechać do rezydentury krypt. Statua w NY na szpiegi. Nie wytrzymała także była rzeczniczka rządu Cimoszewicza, Aleksandra Jakubowska pisząc: Przepraszam, że kiedyś pracowałam dla tego osobnika....
Towarzysz Cimoszewicz zarejestrowany jako TW SB „Carex” chyba naprawdę uwierzył, że przynależy do elit i zapomniał, że zarówno on jak i jego szanowny ojczulek robili kariery tylko dzięki okupującej Polskę sowieckiej swołoczy. Także z tymi gumofilcami radziłbym towarzyszowi Cimoszewiczowi nieco ostrożniej, ponieważ wraz z ojczulkiem kariery w PRL zawdzięczali wyłącznie chroniącym ich sowieckim bagnetom i śmierdzącej wschodniej dziczy, która zalała nasze ziemie po 1944 r. To ich sowieccy mocodawcy i promotorzy chadzali w cuchnących walonkach, z których wystawała słoma. To oni wypróżniali się w pokojach polskich pałaców magnackich i dworów szlacheckich. Dawniej po grzbietach takich dzisiejszych salonowców jak towarzysz Cimoszewicz polscy panowie i szlachta dosiadali koni. To nie pierwszy raz, kiedy TVN24 w charakterze politycznego eksperta gościł tego towarzysza komucha, którego tradycje rodzinne oraz historia kariery zbudowane zostały na fundamencie ze śmierdzących gumofilców, cuchnących walonek i słomy, która z nich wyłazi. Całą swoją drogę życiową w III RP tak naprawdę najcelniej podsumował na antenie TVN24 sam Cimoszewicz. Tak to prawda, towarzyszu, kiedy mówicie, że weszliście jak cham w zabłoconych gumofilcach do salonu, wypróżnili się i rechocząc, mówicie „nic mi nie zrobicie”. To jest coś strasznego, co się dzieje z naszym krajem.
Najsłynniejsze wypowiedzi Włodzimierza Cimoszewicza:
A jeżeli Tusk się zużyje jako przywódca i powie: mam tego dosyć, wycofuję się, to PO będzie miała problem. Kto go zastąpi, skoro cała ta formacja jest coraz bardziej jałowa?
O polityce PO, wywiad z Elizą Olczyk,Tusk jest zmęczony, „Rzeczpospolita”, 12-13 stycznia 2013
Amatorszczyzna, dziecinada. Nie spodziewałem się po człowieku, który nie miał większych doświadczeń i wiedzy o stosunkach międzynarodowych, jakiejś wielkiej inicjatywy. Największym zawodem jest to, że doktor nauk prawnych nie ma szacunku dla zasad państwa prawa.
O Andrzeju Dudzie
Gdyby nie Kaczyńscy, nie wróciłbym do polityki. To tak, jakby Tatarzy najechali na nasz kraj. W takiej sytuacji każdy przyzwoity człowiek chwyta za miecz, by pogonić to towarzystwo.
O swoim powrocie do polityki.
Jest pan świnią.
Odpowiedź na pytanie dziennikarza RMF FM o intymne stosunki z Anną Jarucką, sierpień 2005.
Kilkanaście lat temu, gdy ten polityk PiS zarzucał mi w sejmowej debacie o Unii Europejskiej zdradę Polski powiedziałem mu, że jest idiotą. Tej opinii nie zmieniłem.
O Marku Suskim, onet.pl, 11 stycznia 2019 r.
Leszek to partyjny wyga. Wie, jak to rozgrywać.
Nie przypominam sobie przypadku, by kandydował, nie znając z góry wyniku. Kalisz był z kolei zupełnie nieprzygotowany i nie orientował się w sytuacji.
O zwycięstwie Leszka Millera w wyborach na szefa SLD, polskatimes.pl, 16 grudnia 2011
Kościół katolicki w Polsce jest niestety w rękach ludzi, którzy nie dorastają swoim formatem do takich postaci, jak Wyszyński, Wojtyła, Macharski, Tischner i wielu innych. Obserwujemy dość nachalne stawianie się ponad prawem i lekceważenie konstytucyjnej zasady autonomii kościoła i państwa. Rozumiana ona jest jedynie jako broniąca kościół przed zakusami państwa, ale już nie odwrotnie. To razi i będzie wywoływało sprzeciw.
Rozmowa Michała Sutowskiego, krytykapolityczna.pl, 19 października 2011
Potwierdza się, że trzeba
być przezornym i trzeba
się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało
powszechna.
O skutkach wielkiej powodzi
w Polsce, lipiec 1997 r.
To, co dzieje się na ulicach od paru miesięcy, to pokojowe protesty osób, które korzystają z jednego z fundamentalnych praw w każdej demokracji: prawa do wyrażania swoich poglądów.
O demonstracjach KOD w czerwcu 2016 r.
Nie wiem, o co tu chodzi. Polecam, by minister Kowalczyk zrobił konsultacje społeczne wśród jeleni i dzików. To jakiś absurd.
O pomyśle dezubekizacji w Polskim Związku Łowieckim, fakt.pl, 5 lutego 2018
Wszedł cham w zabłoconych gumofilcach do salonu, wypróżnił się i rechocząc, mówi „nic mi zrobicie”. To jest coś strasznego, co się dzieje z naszym krajem. To jest upodlenie Polski na oczach Europy i sporej części świata, bo pamiętajmy, że nie chodzi tylko o krytykę ze strony Komisji Europejskiej.
O decyzji Prezydenta Andrzeja Dudy, który zapowiedział podpisanie ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym w dniu, w którym KE zadecydowała o zastosowaniu wobec Polski art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, tvn24.pl, 20 grudnia 2017.
https://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/23341-cimoszewicz-...