"Wolność nie jest nam dana raz na zawsze"

Wolność nauki czy głupoty? Jest tylko kwestią czasu kiedy lewica uzna, że nauka Kościoła jest „mową nienawiści”

Łysenko odrzucał genetykę i twierdził, że organizmy są całkowicie kontrolowane przez otaczające je warunki środowiskowe i przy odpowiednim oddziaływaniu oraz kształtowaniu mogą zamieniać się nawet w inny gatunek. Wypisz wymaluj teoria swoją bzdurnością dorównująca gender studies propagowanej przez pseudonaukowych idiotów i idiotki, skuszonych unijną mamoną i przyzwoleniem różowo-czerwonej międzynarodówki, czego skutki obserwujemy także w Polsce, gdzie głupotą zarażono nawet „prawicowego” ministra nauki.
Zacznę dzisiaj od fragmentu wywiadu z historykiem i świeżo upieczonym kawalerem Orderu Orła Białego, prof. Andrzejem Nowakiem, jaki ukazał się niedawno w tygodniku „Sieci”. Mowa w nim między innymi o neomarksistowskim szturmie na Polskę oraz wojnie wydanej katolicyzmowi. Profesor na samym początku mówi: W historiografii uniwersyteckiej „postępowych” uczelni (zgodnie z reformą ministra Gowina musimy ją naśladować) dominuje myślenie powtarzające schemat marksistowski. To przynosi skutki także w postrzeganiu naszego kraju. Powtarzanie haseł o klasach ciemiężonych musi wywoływać podziw dla „projektu modernizacyjnego” PRL. Mówimy o tej samej szkole interpretacji dziejów, która „na obecnym etapie” każe głosić potrzebę wyzwolenia klasy kobiet spod jarzma klasy mężczyzn wyzyskiwaczy, co podkreśliła ostatnio np. pani Agnieszka Holland. Na koniec rozmowy prowadzonej przez Jakuba Maciejewskiego prof. Nowak stwierdza: Przeszliśmy może już ten punkt krytyczny, po którym w człowieku budzi się instynkt przetrwania. Coraz więcej środowisk czy ruchów społecznych, przypomniawszy sobie o tak oczywistych sprawach, jak to, że rodzina jest potrzebna, a rodzicielstwo to warunek przetrwania nas wszystkich, zaczyna stawiać opór śmiertelnemu zagrożeniu ze strony coraz bardziej skrajnych lewicowych ideologii. My także musimy się włączać w tę reakcję obronną, najlepiej zaczynając od własnego podwórka, od wspólnoty Polaków, od swojej rodziny, swoich dzieci, od siebie.

Profesor Andrzej Nowak ma umiejętność bardzo trafnego i jasnego formułowania myśli, ale nie jest pierwszym wielkim autorytetem, który istniejące zagrożenia nazywa po imieniu. Takie głosy docierały i docierają do nas coraz częściej nie tylko z Polski i chyba pamiętamy jeszcze skowyt oraz wściekłe wycie lewactwa po słowach abpa Marka Jędraszewskiego, który bez owijania bułki w bibułkę zagrożenia nazwał po imieniu. Przypomnijmy te słowa: Czerwona zaraza już po naszej ziemi nie chodzi. Co wcale nie znaczy, że nie ma nowej, która chce opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie marksistowska, bolszewicka, ale zrodzona z tego samego ducha – neomarksistowska. Nie czerwona, ale tęczowa. Lewacy, póki co nie mają jeszcze możliwości prewencyjnego cenzurowania homilii kapłanów, więc po słowach metropolity krakowskiego mogli tylko wyć lub składać zawiadomienia do prokuratury o „mowie nienawiści”. Jednak jeżeli nie wygłasza się homilii, to lewactwo już radzi sobie znacznie lepiej. Kiedy zamieściłem na Facebooku swój opublikowany wcześniej w „Warszawskiej Gazecie” tekst, Dyktatura zboczeńców, został on szybko usunięty, a administrator pogroził mi palcem. W tym internowanym przez Facebook artykule pisałem: Przez lata przećwiczyliśmy już, czym się kończą te z pozoru łagodne i niegroźne zapowiedzi. Po mieleniu na wszystkie sposoby haseł mówiących o zapewnieniu środowiskom LGBT równości i tolerancji dożyliśmy czasów afirmowania zboczeńców, bo przecież jak się nam wmawia są od nas bardziej wrażliwi, mają lepiej rozbudowane poczucie piękna, są inteligentniejsi, a wiec suma summarum lepsi i bardziej wartościowi. Co będzie dalej? Nie trzeba być wróżbitą czy wieszczem, aby przewidzieć, czemu służy mozolne dłubanie przy tak zwanym katalogu „przestępstw z nienawiści”. Jeżeli nadal będziemy tylko milczeli i wzruszali ramionami to już niedługo takim przestępstwem stanie się nauka Kościoła katolickiego na temat małżeństwa, rodziny i płciowości. To naprawdę tylko kwestia czasu, kiedy jakieś stado lewackich mędrców zawyrokuje, że głoszenie katolickiej nauki jest „językiem nienawiści” uderzającym w godność tęczowych zboczeńców oraz „heroicznych kobiet”, które legalnie dokonały aborcji. (…) Dlatego proponuję nie poddawać się tej lewackiej tresurze i samemu przejść do ofensywy nazywając zagrożenia po imieniu. Musimy powrócić do słów i określeń, od których nas skutecznie odzwyczajono wymuszając posługiwanie się tą nieznośną orwellowską nowomową. Już samo wymuszenie na nas zmiany języka jest naszą porażką. Musimy w końcu przyjąć do wiadomości, że jesteśmy na dość dziwnej, ale jednak prawdziwej wojnie. W 1683 roku ocaliliśmy Europę przez zalewem islamu. W 1920 roku zatrzymaliśmy inwazję bolszewickich dzikich hord na Europę. Czy dzisiaj uda nam się uratować Stary Kontynent przed zalewem pałających nienawiścią zboczeńców, którzy stanowią dla neomarksistów proletariat zastępczy? Trwa wielki bój o nasze być albo nie być, choć nie słychać wybuchów i wystrzałów.

I teraz czas przejść do naszej powyborczej rzeczywistości, aby sprawdzić, jak przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy podchodzą do zagrożeń, o których w kampanii wyborczej mówili nieustannie i niezwykle płomiennie. Nie będę gołosłowny i przypomnę słowa samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który jeżdżąc po Polsce na kolejnych konwencjach mówił: Musimy obronić szansę na realizację naszych programów, polskie wartości i rodzinę. Rodzina jest fundamentem naszej cywilizacji i my będziemy jej bronić.

Musimy obronić polską rodzinę przed biedą, ale także przed groźną, ideologiczną ofensywą. Nawet gdyby w każdym innym miejscu ta kultura, którą kwestionujemy, zwyciężyła, w Polsce ona zwyciężyć nie może.

Musimy bronić rodziny, jej właśnie broni ks. abp Marek Jędraszewski, jestem mu za to wdzięczny. Są tacy, którzy chcą odebrać nam naszą wolność i prawa, atakują nasze świętości, podważają to, co jest normalnością. Trzeba odeprzeć ten atak.

Dzisiaj partia rządząca przeszła od słów do czynów, ale w taki sposób, że prawicowi wyborcy z niedowierzaniem przecierają oczy. Oto głosami posłów PiS przewodniczącą sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny została posłanka Magdalena Biejat. Któż to taki? Biejat dostała się do sejmu z list SLD i jest zdeklarowaną lewaczką propagującą ideologię gender, wpierającą prawo par homoseksualnych do adopcji dzieci i opowiadająca się za powszechnym prawem do aborcji. Jednym słowem jest ucieleśnieniem tego wszystkiego, przed czym PiS w kampanii wyborczej obiecywał nas chronić i to ustami samego prezesa. A przecież jeszcze nie tak dawno temu poseł PiS, Dominik Tarczyński tak pisał na Twitterze do posłanki Biejat: Nie pokonacie normalności, dewianci. To szaleństwo powstrzymamy i wasze chore ideologie z radością poniżę. Dla dobra naszych dzieci! Zrobię to w sejmie. Czekam na pierwsze posiedzenie z tym nowotworem demokracji. Tymczasem już po wyborze Biejat na szefową sejmowej Komisji Rodziny Tarczyński napisał: Prezes wie, co robi. Kolejny raz powtarzam. Nie emocje, a strategia. Spokojnie. Bardzo jestem ciekawy jak tę strategię ocenią polskie rodziny, które wsparły PiS w wyborach? No i kolejny przykład. Oto wiceprzewodniczącą sejmowej Komisji Kultury została nawiedzona lewaczka oraz wyjątkowa prostaczka Joanna Scheuring-Wielgus, wyspecjalizowana w atakach na Kościół i szydząca z patriotyzmu. Owej paniusi sejm pomylił się z wiejską gospodą w dzień targowy, a mandat posła z żółtymi papierami gwarantującymi bezkarność. Ona nie zna żadnej świętości, a szacunek dla innych szczególnie ludzi starszych i dla Polski zasłużonych to dla niej pojęcie zupełnie egzotyczne i niezrozumiałe. To ona zorganizowała najście na jedno z toruńskich liceów, wprowadzając tam bojówkę lewackich zadymiarzy, którzy zakłócili wykład o Żołnierzach Wyklętych.

I teraz czas na ministra nauki Jarosława Gowina, o którym wspominał w przytoczonym wywiadzie prof. Andrzej Nowak. Otóż w rozmowie z tym samym tygodnikiem „Sieci”, Gowin zadeklarował: Położę się Rejtanem, jeżeli ktoś będzie próbował ograniczać wolność słowa zwolennikom ideologii gender. Jeżeli są tacy na uczelniach, mają prawo podejmować projekty badawcze, prowadzić zajęcia w tym zakresie. Jak widać, prof. Nowak nie pomylił się co do Gowina, któremu pojęcie „wolność nauki” poplątało się z „wolnością do głupoty”. Gowin swoimi słowami zrównał pseudonaukowy neomarksistowski lewacki bełkot z prawdziwymi i poważnymi teoriami badawczymi, dla których miejsce jest właśnie na uniwersytetach. Nie wiem, czy minister nauki Gowin zdaje sobie sprawę, że wcześniej czy później ludzie będą na same jego wspomnienie pękać ze śmiechu, a on sam stanie się obiektem drwin i kpin. To tylko kwestia czasu. Dla przestrogi coś Jarosławowi Gowinowi przypomnę.

Kiedy 20 listopada 1976 roku zmarł Trofim Denisowicz Łysenko jego rodzina zwróciła się do czynników partyjnych z prośbą o możliwość pochowania go na bardzo prestiżowym cmentarzu przy Klasztorze Nowodziewiczym w Moskwie. Niestety władze ZSRR odmówiły. Cóż takiego się stało, że największy sowiecki autorytet naukowy w dziedzinie biologii czasów Stalina i Chruszczowa popadł w zapomnienie i niełaskę, a historia tak okrutnie go potraktowała?

Łysenko to wypisz wymaluj pseudonaukowy ojciec propagatorów ideologii gender, który swoimi bzdurnymi i idiotycznymi teoriami dopasowanymi do marksizmu i leninizmu ośmieszył całą radziecką naukę, zaś termin „łysenkizm” funkcjonuje dzisiaj, jako temat żartów i kpin oraz najlepszy przykład podporządkowania nauki poprawności politycznej. Jako przykład kompletnego odlotu umysłowego Łysenki można przytoczyć jego pomysł z sadzeniem grochu zimą, nawożeniem ziemi uprawnej bez używania nawozu, czy twierdzenie, że maleńki wędrowny ptaszek zwany pokrzewką ogrodową, karmiony gąsienicami przeobrazi się w kukułkę. Są dzisiaj i tacy, którzy obarczają Łysenkę częścią winy za wielki głód w sowieckiej Rosji w dużej mierze wywołany wcielaniem w życie jego szalonych pomysłów. W skrócie można powiedzieć, że Łysenko odrzucał genetykę i twierdził, że organizmy są całkowicie kontrolowane przez otaczające je warunki środowiskowe i przy odpowiednim oddziaływaniu oraz kształtowaniu mogą zamieniać się nawet w inny gatunek.

Wypisz wymaluj teoria swoją bzdurnością dorównująca gender studies propagowanej na chama przez pseudonaukowych idiotów i idiotki, skuszonych unijną mamoną i przyzwoleniem różowo-czerwonej międzynarodówki, czego skutki obserwujemy także w Polsce, gdzie głupotą zarażono nawet „prawicowego” ministra nauki. W Internecie swego czasu furorę robił niespełna 40-minutowy film Haralda Eia, popularnego w Norwegii komika, a z zawodu socjologa, który kompletnie ośmieszył pseudonaukowych pajaców od teorii gender i spowodował, że rząd Norwegii wycofał jakiekolwiek granty i dofinansowywania projektów związanych z promocją tej ideologii. Oczywiście milczą wstydliwie na ten temat lewacko-libertyńskie media.

Ideologiczni synowie i córy Łysenki twierdzą dzisiaj, że nie istnieją różnice między płciami, oczywiście oprócz tych widocznych gołym okiem cech czy wewnętrznych narządów rozrodczych. Twierdzą, że przyjmowane przez kobiety i mężczyzn tradycyjne role w społeczeństwach i różnych kulturach nie wynikają z różnic biologicznych między płciami, ale są, mówiąc najprościej, wyuczone i narzucone przez owe tradycyjne kultury i społeczeństwa, a zwłaszcza przez religię. Co prawda nie twierdzą jeszcze, że karmiąc ludzi gąsienicami przeobrażą ich w kukułki, ale przekonują, że przebieranie małych chłopców w damskie ciuszki i zakładanie im długowłosych peruk czy wciskanie dziewczynkom typowych dla chłopców zabawek oraz domalowywanie im bródek i wąsików zaowocuje tym, że w przyszłości w zawodzie pielęgniarki nie będą pracowały głównie kobiety, a inżynierami nie będą tak jak dziś w 90 procentach mężczyźni. Ideologia gender może bezkarnie funkcjonować tylko do momentu, kiedy do opinii publicznej przebija się przemilczane i poważne naukowe badania, które obracają lewackie szkodliwe fantasmagorie dosłownie w pył. Właśnie we wspomnianym filmie Haralda Eia zaprezentowano wyniki jednego z takich badań. Otóż 9-miesięczne niemowlaki, których rodzina religia i społeczeństwo nie zdążyły jeszcze czegokolwiek wyuczyć czy czegoś im narzucić, zachowują się zupełnie normalnie. Mali chłopcy z otaczających ich zabawek wybierają z mozołem zawsze te typowe dla nich, a dzieci płci żeńskiej interesują się głównie lalkami. Dlatego nie dziwi, że prawdziwi naukowcy i specjaliści od genetyki, biologii, psychologii ewolucyjnej czy neurologii nie podejmują poważnej dyskusji z tymi w większości żałosnymi, nawiedzonymi babsztylami. Tu nie ma z kim dyskutować, skoro w Norwegii zmasakrował je jeden inteligentny komik.

Przedstawicieli tej genderowej bandy szkodników i oszustów prędzej czy później spotka los Łysenki, więc warto już dziś zapamiętać ich polskie nazwiska. Mamy tu takie osobistości jak: Małgorzata Fuszara, Bożena Chołuj, Agnieszka Graff, Kazimiera Szczuka, Magdalena Środa czy Maria Janion. Niestety do tej listy dopisuję dzisiaj „prawicowca” i „konserwatystę”, Jarosława Gowina wychowanego na Unii Wolności i „Tygodniku Powszechnym”, który „wolność nauki” traktuje niczym propagatorzy Łysenki w czasach ZSRR.
https://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/22156-wolnosc-nauk...