DLA KAŻDEGO COŚ NIEMIŁEGO… (część 3)
Post ten jest kontynuacją dwóch moich tekstów pod wspólnym tytułem „Kampania wyborcza właśnie się zaczyna…”.
Napisałem w poprzednim poście, że mamy obecnie sytuację komfortową jeśli chodzi przekonywanie i zniechęcanie do władzy Kaczyńskiego osób, które pozornie są nie do przekonania. Tylko ostatni miesiąc dostarczył informacje o kilku kolejnych PIS-owskich aferach, dzięki czemu mamy całą górę nowych argumentów w dyskusjach z takimi osobami. I tak się dobrze składa, że te argumenty dotyczą zupełnie różnych dziedzin życia Polaków. PIS dostarczył nam niezbitych dowodów i na niedotrzymywanie swoich obietnic, i na bezkarność oraz wykorzystywanie aparatu państwa do prywatnych celów, i na całkowitą bezradność w walce z pandemią, i na typową dla każdego reżimu niezgodną z prawem inwigilację obywateli, i na całkowity brak kompetencji. I na jeszcze kilka innych ich „ułomności”. Ale po kolei…
„Haki” na PIS leżą na ulicy. O tym wiemy wszyscy. Wiemy również, że cała ich partia i „państwo PIS” hakami stoi… Ziobro mógłby już dawno wysłać Kaczyńskiego na emeryturę, a Cepa do pierdla, bo ma przecież na nich dziesiątki „kwitów”. Ale nie może tego zrobić, bo Kaczyński i Cep także mają dziesiątki „haków” na Ziobrę. Celem każdego bez wyjątku PIS-dzielca, czy to małego, czy dużego, nie jest wcale zbieranie „haków” na opozycję. Tym się zajmuje ich partyjna „góra” i Ziobro, służby Kamińskiego i Wąsika, „kurwizja” itd. Ale za to wszyscy PIS-owcy skrzętnie zbierają i przechowują „haki” na swoich kolegów partyjnych, bo a nuż przyjdzie im rywalizować z nimi o jakąś fuchę w ministerstwie lub spółce SP, stanowisko burmistrza albo dobre miejsce na przyszłych listach wyborczych PIS. To typowa i znana od dawien dawna metoda walki o wpływy oraz profity w partiach rządzących autokratycznie państwem. Raz jeden polityk, działacz lub partyjna frakcja są górą, raz inni, ale utrzymanie się na powierzchni i dostęp do koryta gwarantuje im wszystkim nie żaden talent, pracowitość, sukcesy zawodowe lub kwalifikacje, tylko wyłącznie chody w wierchuszce partii i posiadanie „haków” na rywali.
Nam z kolei „haków” zarówno na PIS i rząd jako organy sprawujące władzę, jak i na poszczególnych ich funkcjonariuszy, dostarczają niemal codziennie media. Wystarczy te informacje zapamiętać i wykorzystywać je wtedy, gdy uznamy to za korzystne dla naszych racji. W dyskusji z każdym naszym politycznym adwersarzem mamy w czym wybierać. Dla każdego z nich możemy bez trudu znaleźć coś nieprzyjemnego i trudnego do zakwestionowania zarazem. Każdy z nich ma jakąś słabość i my ją musimy umiejętnie wykorzystać. A jak już żadne nasze argumenty nie będą odnosić skutku, to zawsze możemy sięgnąć do tego najbardziej widocznego i bolesnego dla wszystkich – ekonomii. Jeszcze pół roku temu doniesienia o koszmarnym wzroście zadłużenia państwa, kreatywnej księgowości rządu, kompletnej bierności NBP w walce z inflacją, wstrzymaniu wypłat unijnych funduszy na milionach Polaków nie robiły większego wrażenia. Nie robiły, bo ich skutki nie były jeszcze widoczne. Dziś są już widoczne dla wszystkich…
PIENIĄDZE. W sprawach ekonomicznych argumentów mamy wreszcie bez liku. Na ten temat nie mam co się nawet rozwodzić. A przecież to dopiero początek koszmaru. Dziś jeszcze duża część Polaków ma pieniądze lub ma co sprzedawać, by przeżyć do następnej wypłaty. Ale z każdym miesiącem będzie ich coraz mniej, a ceny będą rosły nadal. Rząd udaje, że bagatelizuje sprawę obniżonych wypłat dla emerytów, nauczycieli, mundurowych, części górników itd. Teraz przez jakiś błąd w wyliczeniach (?!) im zabrano, ale za miesiąc im się odda. Ale już ponad 1,5 milionowi pracowników zatrudnionych na umowy zlecenia nie odda się tak szybko, bo dopiero w 2023 r. Dla osób żyjących z miesiąca na miesiąc brak tych 300-400 zł to dziura w domowym budżecie trudna do załatania. Podobnie jak dla wielu emerytów szokiem okazała się informacja, że żadnych 14. emerytur w tym roku nie będzie. Może będą w 2023 r., bo to przecież będzie rok wyborczy. Może będą w 2024 r., bo to też będzie rok wyborczy. I w 2025 r. też. Ale w tym roku niech się emeryci w dupę pocałują, bo na razie ich wdzięczność nie jest do niczego Kaczyńskiemu potrzebna. Tyle, że emeryt nie interesuje się specjalnie tym, co będzie za 2 lata, tylko tym, co będzie jutro i za tydzień. Może nie dożyje 2024 r., bo już wkrótce umrze z głodu… Albo na Covid, skoro codziennie umiera po 500-600 osób. Albo umrze na zawał, bo na niezbędne leki już go nie stać, a ze swoim chorym sercem do lekarza nie ma szans się dostać, gdyż wszystkich kardiologów rząd zagonił do walki z pandemią.
W podobny sposób, jak wypłaty pomniejszone wskutek „PIS Burdelu”, PIS-owcy bagatelizują głosy oburzenia kredytobiorców, którym teraz co miesiąc Glapiński i RPP podwyższają wysokość rat kredytów. A przecież setki tysięcy Polaków zaciągnęły kredyty w ostatnim roku i to głównie dlatego, bo słyszeli publiczne zapewnienia tego obleśnego erotomana, że inflacja jest za niska i pod pełną kontrolą, a stopy procentowe jeszcze długo nie będą podnoszone… Bank centralny powinien być jedną z najbardziej wiarygodnych instytucji w państwie, bo decyduje o finansach dosłownie wszystkich obywateli. A u nas NBP jest dziś tak niewiarygodny, jak zachwyty Cepa nad „PIS Burdelem”. W lutym Glapiński znów podniesie stopy procentowe, bo nie mogą one być na poziomie 2,5%, gdy inflacja jest na poziomie 8,5%. A przecież kredytobiorcy zaciągający pożyczki np. na zakup mieszkania to tylko wierzchołek góry lodowej. Bo kredyty biorą także przedsiębiorcy np. na rozbudowę lub unowocześnienie swoich firm. Teraz będą musieli albo zwinąć swoje interesy, albo dodatkowe koszty „wrzucić” w ceny swoich towarów lub usług. Nie wiadomo, co dla nas gorsze, bo likwidacja firm to przecież mniej miejsc pracy.
PRĄD, GAZ. Widziałem w sobotę w TV relacje z kłótni Borysa Budki z jakimiś aktywistami górniczej „Solidarności” pod nieczynnym blokiem elektrowni w Jaworznie. Ze strony tej związkowej dziczy padły identyczne zarzuty, jakie padają z ust wszystkich polityków PIS, bo przecież „S” to de facto członkowie lub najemnicy Nowogrodzkiej. Znów o wysokie ceny prądu oraz gazu obarczyli Tuska i PO, no i oczywiście Unię oraz Niemców. Jeśli już przyjdzie Wam sprzeczać się z kimś na temat astronomicznych cen nośników energii, to podsuwam Wam kilka argumentów do tej dyskusji. Jeszcze w 2019 r. (!), w trakcie kampanii wyborczej, Kaczyński, Cep, „główka prącia Prezesa” i setki innych PIS-dzielców zapewniali, że aż do 2050 r. to węgiel będzie podstawą naszej energetyki. Musieli tak mówić, bo ich wypowiedzi słuchali także mieszkańcy Śląska, a czekały nas przecież podwójne wybory. Co w ciągu tych ostatnich 2 lat zrobił PIS, by przestawić nas na inne źródła energii? Kompletnie nic poza podjęciem decyzji o likwidacji bloku węglowego Elektrowni Ostrołęka, którego nawet nie zdążyli wybudować i uruchomić! Rząd PIS chętnie „przytulił” ponad 50 miliardów z Brukseli (zysk z handlu uprawnieniami do emisji CO2), ale zamiast zainwestować je w unowocześnienie naszej energetyki, po prostu te pieniądze „przepalił” co do złotówki.
To przecież rząd PIS zgodził się w 2020 r. na unijny pakiet klimatyczny, na którym teraz tak bardzo wieszają psy i chcą go nawet „wypowiedzieć”, choć nikt nie rozumie, na czym miałoby to „wypowiedzenie” polegać. Ci debile nie potrafili wtedy nawet przeliczyć sobie (choćby na głupim kalkulatorze) jak bardzo rosnąć będą koszty emisji CO2 i jak wpłynie to na ceny prądu w Polsce. Ale dziś twierdzą, że to wina Tuska, choć to Cep składał podpis pod dokumentami pakietu klimatycznego. Zarzucają również Tuskowi i Pawlakowi podpisanie niekorzystnej umowy z Rosją na dostawy gazu (w 2010 r.), a nie chcą się przyznać, że to PIS-owski minister Skarbu Jasiński w 2006 r. podpisał koszmarną dla nas umowę z Rosją, z której treścią nawet się nie zapoznał! Stwierdził, że gaz jest Polsce bardzo potrzebny, więc nie ma co wdawać się w szczegóły! Ten jego jeden podpis na umowie kosztował nas wszystkich dodatkowo ok. 17 miliardów zł… Tyle właśnie PIS-dzielec Jasiński wtedy przepłacił.
Wreszcie to PIS bodaj w 2016 r. zrezygnował z długoterminowych umów na dostawy gazu z Rosji, w których to umowach zagwarantowane były stałe ceny surowca. Przygłupy z Nowogrodzkiej myślały, że są takie cwane i uda im się zaoszczędzić kilkanaście miliardów zł, bo gaz był wtedy relatywnie tani. Zmienili więc długoletnie umowy z Rosją na krótkoterminowe. Tyle tylko, że w umowach krótkoterminowych nie ma limitu ceny gazu, obowiązuje bieżąca cena surowca na giełdach! I dziś okazuje się, że zamiast zarobić kilkanaście miliardów zł, PIS-owcy stracili kilkadziesiąt miliardów naszych pieniędzy. Ale o tym też nie chcą nawet słuchać. Tak samo jak nie chcieli tych argumentów słuchać w sobotę najemnicy i chuligani z „S” w Jaworznie.
PRAWO. Pewnie grubo ponad 80% Polaków nadal uważa, że niszczenie i bolszewizacja naszego wymiaru sprawiedliwości ich nie dotyczy. Nie szwendają się po sądach, z nikim się nie procesują, żaden spadek im nie grozi, więc mają w d. to, że sądownictwo zostało upolitycznione i sparaliżowane, że Ziobro represjonuje sędziów i dlaczego dąży do „spłaszczenia struktury sądów”. Podobnie dla większości Polaków zupełnie obojętne jest całkowite upolitycznienie prokuratury i służb, bo iluż z nas miało w swoim życiu do czynienia z prokuratorem lub służbami? No to może teraz część z nich przekona to, co się dzieje wokół kolizji limuzyny Szydłowej. Nie chodzi już nawet o fałszywe zeznania beczki zjełczałego łoju z Brzeszcz i jej ochroniarzy, ale o całokształt. Jest to świetny przykład, jak funkcjonariusze PIS potrafią wykorzystywać całą machinę państwa do walki z jednym, zwykłym obywatelem, w dodatku niewinnym.
Ktoś może powiedzieć, że chłopak miał wyjątkowego pecha, bo walnęła w niego akurat pancerna limuzyna szefowej rządu. Gorsza jest już tylko stłuczka z limuzyną Kaczyńskiego… Jaka jest szansa, że komuś jeszcze zdarzy się taki wypadek? Pewnie jeden na milion. A gdyby Sebastian miał kolizję drogową np. z Suskim, Kownackim lub Kempą, to byłoby inaczej?! Byłoby tak samo, choć żadne z nich nie jest członkiem rządu! A gdyby miał kolizję z jakimś lokalnym działaczem PIS lub kochanką Sasina albo Suskiego, to byłoby inaczej?! Byłoby tak samo! Tak samo byłoby również, gdyby któreś z nas weszło w sądowy spór z kolegą brata kochanki Sasina lub Suskiego. Kolega zadzwoniłby do brata kochanki Suskiego, brat zadzwoniłby do siostry, siostra do Suskiego, Suski do Ziobry, a Ziobro do prowadzenia postępowania wybrałby jakiegoś swojego wiernego podwładnego. I mielibyśmy identyczną ustawkę „śledztwa”, którego efekt byłby z góry znany. A potem sędzią byłby jakiś nominat Ziobry i wyrok też byłby z góry znany. Można dawać taki przykład, bo powinien on trafić do każdego, zwykłego obywatela. Pokazuje jego bezradność w starciu z państwem które, choć ma psi obowiązek chronić interesy każdego Polaka, to często robi wszystko, by go zniszczyć. A przecież znaczenie apolityczności i niezależności prokuratury oraz sądownictwa nie sprowadza się tylko do rozstrzygania sporów pomiędzy obywatelem i państwem. Ma fundamentalne znaczenie dla całokształtu funkcjonowania demokratycznego kraju i przestrzegania prawa w tym kraju.
INWIGILACJA. Kolejny świetny antypisowski argument w dyskusji. Przeciętny Polak nie jest ani zbyt bystry, ani dalekowzroczny i przewidujący. Jest przekonany, że zawłaszczenie przez PIS wymiaru sprawiedliwości go nie dotyczy i że nie jego zmartwieniem jest np. wojna PIS z Unią choćby wokół kopalni Turów i Izby Dyscyplinarnej SN. Gdy słyszał, że TSUE nałożył na Polskę kary za niezastosowanie się do jego wyroków, machał ręką, bo co to jest 1,5 miliona EURO dziennie dla tak dużego państwa, jak nasze? Myślał, że po miesiącu jakoś się PIS z Czechami oraz Unią dogada i skończy się na zapłacie kilkunastu milionów zł. A tu dupa… PIS z nikim się nie dogadał i w niczym nie ustąpił, więc dziś jesteśmy już 500 milionów zł w plecy. I licznik bije nadal. PIS może jeszcze długo trwać na swoim stanowisku, bo dla nich władza i strach przed przyznaniem się do błędów oraz niekompetencji (Turów) są silniejsze, niż troska o pieniądze, które w dodatku nie są ich, tylko nasze…
Podobnie przeciętny Polak jest przekonany, że nie dotyczy go w żaden sposób inwigilacja obywateli przez służby PIS-u. Mogą sobie Pegasusem śledzić Giertycha, Wrzosek i Brejzę, ale co rozgrywki między rządem i opozycją mogą obchodzić przeciętnego Polaka? Przecież jego służby Kamińskiego nie będą inwigilować, bo on nie ma dostępu do żadnych informacji, które mogłyby zainteresować służby. I tu popełnia wielki błąd. Bo służby interesują się wszystkimi informacjami, także przeciętnego Kowalskiego. Podsłuchają jego rozmowę z kolegą, w której pochwali się, że zdradza z koleżanką z pracy swoją małżonkę. Dowiedzą się, że nie zapłacił podatku od jakiejś fuchy. Nagrają epitety, jakimi Kowalski w rozmowach z kolegami obrzuca swojego szefa. I Kowalski jest załatwiony… Tak działało kiedyś UB, potem SB, a teraz CBA… Kowalski stanie się narzędziem w ich rękach, które będą mogli wykorzystać natychmiast albo dopiero za jakiś czas. Prawdopodobnie właśnie w taki sposób byli już funkcjonariusze CBA zmusili Falentę do założenia podsłuchów u „Sowy i Przyjaciół”. Efekt znamy… Kamiński, Bejda i Wąsik też byli już wtedy poza służbą, ale zebrane przez nich wcześniej „haki” okazały się przydatne dla PIS-u nawet kilka lat po utracie przez PIS władzy…
https://www.facebook.com/Polityczne-wariacje-1094218982...