stary narkoman-pierwszy wąchacz w kraju ma czelność zwracać uwagę porządnym ludziom?Ryszardowi Terleckiemu pseudonim wymyślił jakiś milicjant spod Radomia. W tamtych czasach gorliwie spisywano „cudaków”. W tej sprawie pan władza zatrzymał Terleckiego i kolegów, którzy łapali stopa przy radomskiej szosie. Gdy śliniąc kopiowy ołówek, głowił się, jak napisać: „hip, hip…”, przyszły szef klubu PiS podpowiedział mu: „hip-pies”. Przylgnęło.
Ruch hipisów z założenia przywódców nie miał, ale dla krakowskich dzieci kwiatów Pies był prawdziwym autorytetem i wzorem. Co odpowiadało jego usposobieniu, bo jako bardzo młody człowiek lubił rządzić. Organizował zloty, miał jakieś kontakty z hipisami z zagranicy. To on – wysoki, chudy, przystojny, czarnowłosy, wtedy student pierwszego roku polonistyki na UJ – w potocznej pamięci zapisał się jako pierwszy.
Terlecki podobał się dziewczynom. Dla Kory, wtedy jeszcze licealistki Olgi Ostrowskiej, najładniejszej dziewczyny w krakowskim ruchu, był pierwszym chłopakiem. On miał już 19 lat i trochę doświadczeń za sobą. Miał uczyć licealistkę palić trawkę, trochę wąchali klej (a konkretnie trójchloroetylen – Tri), którego narkotyczne właściwości odkrył podobno ich kolega z Krakowa, Forsycja, pracując w fabryce przy odtłuszczaniu rozpuszczalnikiem samolotów. O tym, że Pies od Tri nie stronił, prócz Kory mówi też Marek „Psycholog” Zwoliński w książce Kamila Sipowicza „Hipisi w PRL”: „Wyglądało na to, że on za dużo kleju bierze i to jakby mnie trochę do niego zniechęciło…”. Ale Terlecki temu zaprzecza. Mimo że w 1970 r. trafił do aresztu (za podpalenie kosza na śmieci), a po miesiącu prokurator zarządził trzy miesiące obserwacji w szpitalu psychiatrycznym w związku z podejrzeniem o narkomanię.
Z czasem wśród polskich hipisów pojawiły się poważniejsze rzeczy. Morfinę zdobywało się nielegalnie, np. z rezerw wojskowych. W aptekach wiele leków odurzających było dostępnych bez recepty. Po inne, bywało, że się włamywano. Np. po psychedrynę i fermetrazynę zwaną fermą (zawierające amfetaminę) czy Parkopan (lek na chorobę Parkinsona), określany jako „pasta” lub „parkan”. Bez recepty były np. papierosy na astmę, astmosan, zawierające belladonnę i bieluń, w slangu hipisów zwane „szalonymi ziółkami”. Trzeba było je rozpuścić w wodzie i wypić, wtedy był odlot.
Testowanie odlotów, koraliki, włosy i muzyka to jedyne, co polskich hipisów łączyło z tymi z Zachodu. Tam hipisi buntowali się przeciwko konsumpcyjnemu stylowi życia. W PRL do konsumpcji za wiele nie było. Polscy hipisi raczej polowali na oryginalne dżinsy, farbowali białe podkoszulki (żeby zrobiły się fantazyjne wzory wystarczyło w kilku miejscach przed farbowaniem złapać materiał gumką recepturką). Błagali matki, żeby im szyły spodnie dzwony z kolorowych zasłon. Sami robili koraliki z muszelek albo z wypalanej gliny.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1648306,...