Pożyteczni idioci czy V kolumna - wnioski z historii

Ćwierkający agent na liście człowieka Putina…

Cokolwiek Radosław Sikorski zaćwierka na Twitterze będzie przez Platformę Obywatelską usprawiedliwione, gdyż „za tweety nie karzemy” – oświadczył Borys Budka. Budka poinformował też, że odbyła się „poważna” rozmowa szefa PO Donalda Tuska z Radosławem Sikorskim i w jej konsekwencji Radosław Sikorski „napisał wyjaśnienia”. Ciekawe tylko, czy Radosław Sikorski napisał wyjaśnienia skąd otrzymuje regularne przelewy „za doradztwo” w skromnej kwocie 804 tys. euro – tylko w tym roku?!

Transparency International EU zwróciło uwagę na europosła z Polski – Radosława Sikorskiego, przedstawiciela Platformy Obywatelskiej. „Zadeklarował 40 tys. euro miesięcznego wynagrodzenia za »konsultacje«” – napisano. Z raportu wynika, że Sikorski za 12 dodatkowych zajęć miał dochód od 588048 do 804 tys. euro.

Radosław Sikorski nie musi się więc martwić o swoją przyszłość, skoro - oprócz pensji europosła (8700 euro + diety i zwroty kosztów podróży) - ktoś mu regularnie wypłaca miesięcznie po 40 tys. euro, zaś führer totalnej opozycji nie zamierza go ukarać za ćwierkanie na Twitterze. Nie ulega więc wątpliwości, że Radosław Sikorski jest nadal na szczycie listy wyborczej Platformy Obywatelskiej – tym bardziej, że dobrze zorientowana żurnalistka „Newsweeka” Renata Grochal przewiduje, że Sikorski będzie kandydatem na…. prezydenta z wysuniętego ramienia Platformy Obywatelskiej (sic!). Dodajmy, że jest to wypowiedź Renaty Grochal już po usunięciu przez Sikorskiego swojego wpisu, który został potraktowany przez USA, jako „funkcja rosyjskiej dezinformacji” – o czym poinformował rzecznik Departamentu Stanu Ned Price.

Dziennikarka „Newsweeka” widzi Radosława Sikorskiego w wyścigu o fotel prezydenta RP w 2025 r. – Byłby lepszym kandydatem niż Rafał Trzaskowski – powiedziała w Radiu Zet. Zapytana o to, czy prezydent Warszawy nadawałby się na ten urząd, odparła że „Trzaskowski byłby lepszym ministrem spraw zagranicznych”. – Mógłby też objąć stanowisko w UE – przekonywała Renata Grochal. Jej zdaniem dużo większe szanse na zwycięstwo mieliby Donald Tusk albo… Radosław Sikorski. – Sikorski ma znakomite kontakty międzynarodowe. Wcześniej był szefem MON i MSZ, czyli sprawował ministerialne funkcje w dwóch kluczowych kompetencjach prezydenta – wyliczała. Grochal nie dodała, że Sikorski - jako człowiek postępu - jest za zabijaniem na życzenie nienarodzonych dzieci a z Krzyżem tez nie ma nic wspólnego - nota bene - wraz z małżonką...

Nie ulega wątpliwości, że po wpisie „Thank you, USA” nad zdjęciem wydobywającego się gazu ze zniszczonego gazociągu Nord Stream – Radosław Sikorski może liczyć na kolejny przelew z jego „znakomitego kontaktu międzynarodowego”. Warto bowiem przypomnieć, że Sikorski jest członkiem komitetu sterującego tajemniczego klubu Bildenberg – masońskiej organizacji słynącej z tajnych spotkań wysoko postawionych funkcjonariuszy wielu krajów...

Nic więc dziwnego, że Radosław Sikorski zapytany przez portal Money.pl, jak wyglądają takie spotkania, odpisał krótko: - Nie mogę, bo by mnie zlikwidowali… Sikorski może jednak ćwierkać na ruską nutę bez żadnych obaw, że ktoś go zlikwiduje. Sikorski nie zagraża bowiem ani Putinowi, a tym bardziej organizacji Bilderberg o masońskiej strukturze.

Sikorskiemu nie podskoczy zatem führer totalnej opozycji Donald Tusk, który chodzi nie tylko na niemieckiej, ale i na ruskiej smyczy. Tajemnicza smycz na której chodzi Radosław Sikorski kwalifikuje go wg. Renaty Grochal do tego, by kandydował na stanowisko prezydenta RP. Nie każdy przecież otrzymuje co miesiąc przelew na 40 tys. euro z niewiadomego źródła… 30 tysięcy złotych miesięcznej emerytury Tuska to przecież jałmużna...

Nie dziwi więc wierno-poddańczy tekst Pawła Zalewskiego (obecnie funkcjonariusza partii Hołowni), który oczyścił Radka a winę za zniszczenie gazociągów Nord Stream zwalił na...rząd PIS-u, oświadczając publicznie: "Sabotaż, który miał prawdopodobnie miejsce wobec rurociągów Nord Stream, ujawnił skalę zaniedbań polskiego państwa, jeżeli chodzi o ochronę infrastruktury krytycznej". Czyli Rosja do spółki z Niemcami gazociągi zbudowali a Polska ma je chronić i to na międzynarodowych wodach??? Tego nawet agent Bolek nie zdołał wymyślić!

Konkurs na największego debila totalnej opozycji rozkręca się, więc splunięcie Zalewskiego na Polskę to nie ostatnia brednia zdrajców Polski.
https://niepoprawni.pl/blog/kapitan-nemo/cwierkajacy-...

Grzegorz Braun straci dostęp do tajnych informacji.

Biuro Analiz Sejmowych przygotowuje ekspertyzę, jak ograniczyć dostęp do informacji niejawnych prorosyjskiemu posłowi Konfederacji — informuje Izabela Kacprzak na łamach "Rzeczpospolitej".

Wyrzucony w marcu z sejmowej Komisji Obrony Narodowej oraz czterech podkomisji obrony poseł Grzegorz Braun (głosowało za tym aż 438 posłów) postanowił przychodzić na jej posiedzenia jako szeregowy parlamentarzysta. Ostatnie posiedzenie, 15 września, było posiedzeniem zamkniętym (a więc niejawnym i nietransmitowanym online), bo minister obrony miał przedstawić na nim wrażliwe informacje na temat zabezpieczenia funkcjonowania ludności w warunkach działań wojennych oraz gotowości mobilizacyjnej i bojowej Sił Zbrojnych RP do realizacji zadań w czasie wojny.

Według nieoficjalnych informacji "Rzeczpospolitej" kierownictwo resortu obrony poinformowało jej prezydium, że nie przedstawi tych danych, kiedy na sali będzie poseł Braun – jawnie prorosyjski i antyukraiński poseł Konfederacji. Przewodniczący Michał Jach (PiS) odwołał więc posiedzenie. – MON powiedział nam, "zróbcie coś z tym" – zdradza jeden z wiceprzewodniczących komisji. Odwołane zostało także kolejne zamknięte posiedzenie planowane na 6 października. Poza tematem katastrofy smoleńskiej (stanu prokuratorskiego śledztwa i według TVN zatajenia wniosków z ekspertyzy National Institute for Aviation Research) minister obrony miał przedstawić informację na temat szkolenia podoficerów i szeregowych zawodowych i ich gotowości bojowej.

Braun organizował protest "Stop ukrainizacji Polski", który wykorzystała nawet rosyjska propaganda. Gdy 29 września Sejm potępił uchwałą nielegalne referenda przeprowadzone przez Rosję w Ukrainie oraz wezwał UE do wstrzymania wydawania wiz Rosjanom, poseł Braun i Konrad Berkowicz – jako jedyni – wstrzymali się od głosu.

Doniesienia z putinowskiej Polski
6 godz.
·
Tymczasem Partia, która szczuje na Niemca między innymi narracją pt. "Berlin tylko czeka, aż się skończy wojna, by wrócić do kręcenia biznesów z Putinem, choćby kosztem części Ukrainy", nadal konsekwentnie utrzymuje na państwowym cycku tygodnik "Do Rzeczy", który zasadniczo nawołuje do tego samego, tyle że innymi słowami.
"Eskalacja wojny zwiększa, a nie zmniejsza zagrożenie" - ostrzega naczelny Lisicki, którego "interesuje tylko perspektywa polska". Jedno zdanie, dwie kremlowskie narracje. Pierwsza, "eskalacyjna", próbuje nas przekonać, że wszystkie okołowojenne dramaty to nie wina Rosji, Putina czy jakichś konkretnych rosyjskich żołnierzy i dowódców, tylko jakiegoś abstrakcyjnego bytu zwanego Eskalacją. Rosja, jak to Rosja, prowadzi wojnę, nie jej wina, że znikąd pojawia się Eskalacja, która nikomu nie wychodzi na zdrowie. Oczywiście w rzeczywistości chodzi o to, by obywatela państwa zachodniego przerazić perspektywą wojny na jego ziemi, ataku nuklearnego, braku gazu i ropy, awarii w ZPP, żeby przerażony obywatel wyszedł na ulicę (jak niedawno w Pradze) i domagał się od rządu porzucenia Ukrainy, czyli zabicia chochoła Eskalacji. Druga kremlowska narracja to klasyczny "realizm", który niby postuluje chłodną kalkulację i skupienie się na interesie Polski, ale w rzeczywistości w 10 wypadkach na 10 okazuje się być zbieżny z tym, czego akurat chce Kreml. Więcej napiszę o tym w poście o Leszku Sykulskim i jego kremlowskiej gieopolityce.
Dalej Lisicki kreuje równoległą rzeczywistość. Np. stwierdza, że od początku wojny, widmo konfliktu Rosji z NATO było niesłusznie traktowane przez ekspertów jako straszak. Niesłusznie, bo konflikt eskaluje - uwaga - dwustronnie. Z jednej strony eskalacja polega na fejkowych referendach Putina, a z drugiej na - uwaga ponownie - udanych działaniach wojsk ukraińskich. Rozumiecie, bo kradzież cudzego terytorium i próba jego odbicia to widocznie to samo. No i wszystko to prowadzi do pytania "co leży w polskim interesie?", czym wracamy do narracji o rzekomym realizmie.
"Zauważam, że niestety u nas refleksja na ten temat praktycznie nie występuje" - ubolewa Lisicki, jedyny mądry w 38-milionowym kraju. I tłumaczy, że przedłużająca się wojna źle się odbija na polskiej gospodarce, a w przypadku przeistoczenia się w wojnę Rosji z NATO, to właśnie my na tym najbardziej ucierpimy. Oczywiście o wpływie wojny na gospodarkę przeczytamy codziennie w niemal każdym medium, a przedstawianie wojny NATO-Rosja jako jakiejś nadciągającej ze wschodu nieprzebranej fali krasnoarmiejców mogło kogoś przestraszyć w lutym, no, może w marcu. Jest październik i Armia Czerwona od trzech miesięcy nie zanotowała żadnych zdobyczy terytorialnych, po raz piąty czy dziesiąty zdobywa te same wsie (jak Spirne, Bachmuckie, Zajcewe itd.), a potem jeszcze straciła dobre kilkanaście tysięcy kilometrów kwadratowych.
No, ale Lisicki to przedstawia tak, że realną opcją są rosyjskie zagony pancerne pod Terespolem (podczas gdy w realu nie spodziewajmy się ich nawet pod Słowiańskiem), więc musimy dążyć do deeskalacji wojny, czyli najlepiej by Ukraińcy przestali odbijać własne terytorium i żeby Zachód przestał im w tym pomagać. A jeszcze lepiej, by ich sprzedał za spokój. Żeby przegonić demona Eskalacji.
Na ratunek Lisickiemu przybył niezastąpiony Łukasz Warzecha, który ze zgrozą odkrył dość rutynowe oświadczenie pełnomocnika rządu ds. bezpieczeństwa Stanisława Żaryna, który poinformował sucho o różnych działaniach przygotowujących nas do ewentualnego ataku atomowego na terenie Ukrainy. Czytam to oświadczenie któryś raz i jako żywo nie widzę w nim nic zaskakującego, ale po prostu nie jestem Łukaszem Warzechą. Jego bowiem poraziło (takiego słowa użył) zdanie "...stanęlibyśmy przed wyzwaniem po to żeby dalej aktywizować Zachód i działać kolektywnie na rzecz zatrzymania rosyjskiej agresji".
"Czyli jedynym politycznym scenariuszem władzy na wypadek użycia TBJ jest dalsze zagrzewanie do boju" - komentuje porażony Warzecha. Czyli znowu straszy demonem Eskalacji. Rozumiecie, że Putin uderzy atomem i kto wie, czy przypadkiem nie doprowadzimy do jakiegoś zaostrzenia sytuacji. Przepraszam, ale jaka jest niby alternatywa? Jeśli Putin uderzy taktyczną bronią jądrową w Ukrainę, to co mamy robić? Położyć uszy i udawać, że to się nie stało? Poprosić go ładnie, by przestał? Pozwolić mu wziąć pół Ukrainy, na której zaraz zacznie urządzać ludobójstwo? Czy nie tak postępowano z Hitlerem?
Doprawdy, nie wiem czemu polscy konserwatyści, na co dzień lubiący szeryfować, maślić oczy do "starych dobrych czasów" i "rządów silnej ręki", kultywować law and order, tak nachalnie propagują ideę, że agresywnemu tyranowi, który ich ukochany porządek burzy, należy dać co tam chce, niech sobie urządza nowy Holokaust, ale żebyśmy my się już nie musieli bać. Ci sami ludzie, którzy codziennie wydalają z siebie tysiące ataków wobec Niemców, oskarżając ich o to, że czekają aż wojna się skończy i będzie można wrócić do business as usual, drugą ręką piszą o "deeskalacji" i "rozwiązaniach dyplomatycznych" (tu ostatnio również Komorowski z konserwatywnego skrzydła PO), które są dokładnie próbą powrotu do business as usual. Czyli de facto wyrzucenia do śmieci tych wszystkich wartości, na które panowie konserwatyści tak uwielbiają się powoływać.
Nie zapominajmy, że Lisicki jest niemal zatrudniony przez Partię, bo aż 21% przychodów jego tygodnika to reklamy spółek Skarbu Państwa, co plasuje go na czwartym miejscu za Gazetą Polską (należącą do Prezesa), Sieciami (należącymi do senatora Biereckiego) i Wprostem (należącym do PMPG Media, która jest też właścicielem... Do Rzeczy). I deklasujące inne tygodniki, bo następne w kolejce są Auto Świat (7,5%), Tele Tydzień (7%) i To i Owo (6,6%), a dalej to już drobnica. Drobnica procentowa, bo akurat w średniej sprzedaży Do Rzeczy szoruje po dnie i na 21 zestawionych tygodników zajmuje zaszczytne 18 miejsce (Gazeta Polska 20, a Sieci 16). Oczywiście Newsweek, Polityka i Tygodnik Powszechny mają okrągłe 0%.
Czy Partia choć raz powiedziała Lisickiemu, by się zamknął? Czy został przywołany do porządku po którejś n-tej wprost pro-polexitowej okładce? Nie? Coś podobnego? A spróbuj w TVP za coś skrytykować Prezesa, to wylecisz z roboty zanim zdążysz powiedzieć, że w Polsce władza i jej media są ze sobą powiązane w sposób mafijno-oligarchiczny.
Lisicki pisze antyzachodnie brednie, bo mu Partia pozwala. Lisicki powtarza i będzie powtarzał propagandę Kremla, bo mu Partia pozwala. Lisicki nawołuje do "realizmu", który dziwnym zbiegiem okoliczności okazuje się być na rękę Putinowi, bo Partia mu na to pozwala.
Pozwala i płaci. Oczywiście z naszych.