"Najlepiej" wesprzeć takie dziecięce "Oddziały chorych ze strachu", ten dziecięcy obóz koncentracyjny o którym kilka lat temu taki przejmujący reportaż napisała ta dziennikarka śledcza - Justyna Kopińska i tam zainstalować ten telefon.
Bo:
"Najgorsze co może zrobić rodzic swojemu dziecku, z problemami psychicznymi, to szukać pomocy w polskim publicznym szpitalu psychiatrycznym, a raczej polskiej psychuszce. Bo gdy wreszcie wreszcie znajdzie dobrego lekarza psychiatrę, wręcz "cudotwórcę",który wysłuchawszy z uwagą i współczuciem w dniu 28 lipca 2012 r. nieprawdopodobnej historii "leczenia" tego dziecka, które w tzw. międzyczasie utraciło status dziecka, powiedział tylko dwa słowa "dużo tego", ale ile tam było współczucia, ile empatii! Ale ten "cudotwórca" w owym dniu dał temu człowiekowi receptę na taką małą tabletkę (ale bynajmniej nie tę niebieską, ten jakiś barbituran, czy jakiś inny lek przeciwpsychotyczny), a właściwie ćwierć tabletki, później pół, trzy czwarte, całą, półtora, a w końcu dwie tabletki i wtedy zdarzył się ten "cud", ten człowiek, który od dawna "nie miał nikogo i niczego" powiedział, że skoro nie ma nikogo, kto by go kochał bezwarunkowo, to może wreszcie mógłby mieć małego pieska i ten piesek się pojawił i ten "cudotwórca" wówczas powiedział: "no to zaczynamy odstawiać te leki, bo to teraz prawdziwy terapeuta", a to było w tym dniu, kiedy "to dziecko" przyszło do tego cudotwórcy z tym swoim małym pieskiem i powiedziało do tego "cudotwórcy": "dobrze, że pan doktor ma kota, a właściwie dwa koty, bo dziwnie by to brzmiało, że psychiatra ma kota, ale dwa koty jest ok.", na co ten "cudotwórca" się roześmiał, a było to gdzieś tak w styczniu, lutym, albo w marcu 2014 r. Ale, później, po tym co się zdarzyło po dniu 26 czerwca 2014 r. nie śmiał się ani ten "cudotwórca", ani "to dziecko", ani rodzic tego dziecka i może nawet nie śmiał się ten "terapeuta", czyli tan malutki piesek. A do śmiechu nie było tym, których wymieniłam, bo to co się zdarzyło w tym dniu 26 czerwca 2014 r. to moja wina, "moja wielka wina". Bo wtedy, ja wszystko zniszczyłam, cała terapia "wzięła w łeb" i ten "cudotwórca" znów skwitował, to jednoznacznie, bo w jego ocenie, to co się zdarzyło w tym dniu 26 czerwca 2014 r. nie miało prawa zdarzyć się w normalnym, cywilizowanym kraju, a co ten "cudotwórca" skwitował jednoznacznie, bo to nie tylko dobry lekarz psychiatra, a przede wszystkim dobry i pełen współczucia i empatii człowiek, ale wtedy powiedział już dwa zdania, gdy zobaczył na własne oczy do czego zdolny jest "inny" lekarz, a także "inny człowiek", na dodatek "mistrz w zawodzie", bo profesor, przekonany o własnej nieomylności, a przede wszystkim nie mający pojęcia, co to też jest ta "jakaś" empatia, o której pojęcia nie miał ten mistrz, a którego "mistrzostwo" ten cudotwórca skwitował tylko dwoma zdaniami, bo na więcej nie pozwala mu kodeks etyki lekarskiej, bo powiedział: "Bardzo pani współczuję. Znów jest strasznie dużo do naprawienia". I naprawia to, co wówczas zostało tak bezmyślnie, a właściwie podle zniszczone, najpewniej z niskich pobudek, ze strachu przed odpowiedzialnością karną, a w szczególności, z uwagi na to co zostało ujawnione w pewnym piśmie z dnia 17 marca 2014 r., a także pewnym projekcie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstw, które też miało datą 17 marca 2014 r., a które to pismo wraz z inną dokumentacją dostał polski rzecznik od jakichś praw, a nawet dwóch Rzeczników, ten pierwszy nawet wcześnie od tego drugiego, bo ten pierwszy dowiedział się o tym przypadku w czerwcu 2013 r., a ten drugi w dniu 22 grudnia 2014 r. , a który przypadek "analizował" aż przez 6 długich i pełnych cierpienia lat, aż do dnia 1 czerwca 2020 r.!
A co się działo później z tym człowiekiem, którego kiedyś udało się "wyleczyć temu cudotwórcy", to największą wiedzę ma polska prokuratura, także Prokuratura Krajowa, w której podobno za czasów "dobrej zmiany" ustanowiono jakieś "specjalne komórki" od spraw błędów medycznych, tylko w przypadku tego "cudownie uzdrowionego człowieka, a szczególnie gdy "ten cud" został zniweczony, ten przypadek trudno zakwalifikować do tego błędu medycznego, bo ten błąd, to nie był nieumyślny, bo nie ma najmniejszej wątpliwości, że to była umyślna zbrodnia, a właściwie wiele zbrodniczych zachowań, które na mocy przepisu art 105 § 2 kodeksu karnego nawet nie podlegają przedawnieniu, bo to bynajmniej nie była tak zbrodnia komunistyczna, jaką popełnił kiedyś, w czasach słusznie minionych sędzia, który ma być sądzony za "pewien zbrodniczy wyrok", wydany na jakimś robotniku kolportującym "wywrotowe ulotki", którego skazał na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu, czyli de facto było ta jak uniewinnienie.
Ja zaś opowiadam o innych zbrodniach, popełnionych już w czasach, gdy Polska należy do tej Unii, gdzie praworządność to podstawa, tylko z tym jest problem, że w Polsce ta praworządność jest zupełnie bezobjawowa i mam bogaty materiał poglądowy, że w Polsce żaden zbrodniarz mający status tego "równiejszego" nigdy nie ponosił, nie ponosi i nie będzie ponosić żadnej odpowiedzialności, nawet gdy powinien. Wiem też dobrze, że byłam bardzo naiwna, wręcz bezdennie głupia, gdy mi się, wydawało, że znajdę jeszcze jednego takiego "cudotwórcę", jak ten, którego ujrzałam w tym dniu 28 lipca 2012 r., ale takich lekarzy, jak ten "cudotwórca" jednak na świecie jest mało, a w Polsce raczej wcale. Za to dużo jest takich o jakich jest mowa w reportażach pewnej dziennikarki śledczej - Justyny Kopińskiej, albo chociażby w jej powieści pod tytułem " Obłęd" , którzy "dobrze" służą, ale takim, jak ten rajdowiec z sopockiego molo, który spowodował ciężkie obrażenia u 23 osób, w czasie swojej szaleńczej jazdy, kiedy to doznał jakiejś "pomroczności jasnej lub ciemnej", albo tylko, jakiegoś innego kryzysu w postaci tej "polskiej choroby", pod nazwą: schizofrenia paranoidalna bezobjawowa, która występuje tylko w Polsce i jest to choroba uleczalna i jest na nią nawet odpowiednie "smarowidło", którym należy "posmarować w odpowiednim miejscu". Ale to smarowidło niestety nie nadaje się do uleczenia tych ran, o których mówi Rafał, ojciec tej dziewczynki w tym reportażu i w tych "Szramach" napisanych przez Witolda Beresia i Janusza Schwertnera, która zadaje sobie te rany, a także te gojące się, rozdrapuje na swoim ciele, aby odwrócić uwagę od tego bólu tej swojej znękanej duszy, tego "psyche", która jest jednak niewidoczna, a która przestaje cierpieć, gdy uleci z ostatnim tchnieniem tego udręczonego ciała!
"Smutny jakoś ten film" - Onet.pl 20 stycznia 2021 r.
Chorował na depresję. Dziś pomaga mężczyznom wyjść z choroby
Schwertner: Wzrost liczby samobójstw, opłakana sytuacja szpitali. Stała presja na rząd w sprawie psychiatrii dziecięcej jest konieczna
https://www.facebook.com/groups/205468709987238/permali...