W wakacje kiedy miałam urlop wybrałam się (pierwszy i ostatni raz) do Lidla parę minut po godzinie siódmej, ponieważ chciałam kupić dziecku bluzę. To co się tam działo to była masakra: przepychanie, popychanie, krzyki, wyrywanie sobie ubrań, dziki tłum. Wyszłam nic nie kupując. Więcej o takiej porze do Lidla nie poszłam - uznałam to za sport zbyt ekstremalny dla mnie. Zresztą te ubrania nie są chyba, aż tak rewelacyjne i tanie, żeby narażać na szwank swoje zdrowie, a na pewno nerwy.