@Superwoman - czyli przyznajesz mi rację, że w szkole państwowej ciężko nauczyć języka obcego. Dowcip polega na tym, że ponad 20 lat temu było dokładnie tak samo, chociaż telefon komórkowy to był drogi gadżet i to dla dorosłych. Tak samo trzeba było chodzić prywatnie. Sytuacja jest patologiczna, bo płacimy podatki i przysługuje naszym dzieciom "bezpłatna" edukacja, a w rzeczywistości żeby wykształcić dzieci trzeba płacić, płacić, płacić, i to dodatkowo, poza podatkami.
Wracając do lekcji w szkole - skoro jest tak słabo, za duże grupy, to powiedz mi, dlaczego dosłownie w każdej szkole ta sytuacja jest tolerowana? W całej Polsce? Dlaczego nauczyciele, widząc, że ich rzekome wysiłki idą na marne, nic nie mówią, i w dodatku za dodatkowe pieniądze uczą na prywatnych kursach organizowanych w budynkach tych samych szkół? I nie tłumacz proszę, że nie da się przepytać wszystkich w 45 minut, argument jest śmieszny, bo nie tak wygląda nauka konwersacji. Chodziłam na kursy językowe wiele lat, jako dziecko, w szkole średniej i na studiach, i takie dialogi, ćwiczenie sytuacji komunikacyjnych odbywa się regularnie, w małych grupkach. Dużo się słucha nagrań, ogląda scenek. I to działa, nawet jak masz grupę kilkanaście osób. A nie polega to na odpytywaniu każdego na każdych zajęciach. Widać więc, że masz metody nauczania z lamusa i może dlatego właśnie, że takie osoby są zatrudniane, uczniowie w państwowej szkole nic nie korzystają. Ty też uważasz, że za mało zarabiasz ja na 18 godzin etatu?