miałam pod sobą sąsiadkę z psem. to był istny koszmar. wył non stop, drapał w drzwi, było słychać jak drapie po czymś w domu, co i rusz coś się wywracało. dzień w dzień. i co powiesz takiej pani? kobieto, twój pies umiera z tęsknoty i nudów jak cię nie ma w domu? daj mu zabawkę? przecież to bez sensu. tak samo pies jak i kot potrafią umilić życie za ścianą. niby co to takiego - kot. mało hałasu. ta jasne, ni to miauczenie ni to płacz noworodka, takie niewiadomo co. moi mali sąsiedzi wyrośli już od latania ze stolkiem po podłodze od godz 6 więc jest ok. no ale tu również można myśleć, czy aż tak bardzo im się nudziło, że pchały stołek od okna do okna, czy rodzicom nie pękały bębenki skoro mi 3 piętra wyżej ekspoldowały. każdy jakiś jest. jeden wali piętami z całej siły po podłodze, drugi wali jak słoń po schodach a trzeci trzaska drzwiami jakby zaraz miały wyskoczyć z futryny.
saraelizondo, oczywiście zgadzam się z tobą - więcej wyrozumiałości, ale jak jedna czynność dzieje się codziennie np wieczorem to krew człowieka zalewa.