Festiwal 4M mimo tego że ma swoich fanów, to "ciągnie się jak flaki z olejem" suto zakrapiane trunkami, których nadmiar znajduje ujście, niszcząc okoliczne krzewy i drzewa. "Walą" wszyscy równo na czele z władzą. Organizatorzy zapominają, że jak czegoś jest za dużo to "może się "ulać", albo jak kto woli można się zrzygać. Kolejny festiwal to Festiwal Himilsbacha, który każdego roku chyli się ku upadkowi, choć ciągle jak wieść niesie, jest bardzo kosztowny. Stracił zupełnie klimat i pewnie Janek w grobie się przewraca, widząc jak dyrekcja MDK usiłuje wznieść go na piedestał. Szkoda kasy na taką atrakcję. Jednym słowem impreza "zeszła na psy". Organizatorzy zawiedli na całej linii. Koszty tych imprez pokrywa biedne i zadłużone miasto. A te festiwale to sztampa i rutyna ot co i tylko nieliczni dobrze się bawią i ci co zarobią! Nawet Warszawy nie stać na taką rozrzutność jaką popisuje się Mińsk. "Ze świecą" nie znajdzie się, nawet w dużych i bogatych miastach, imprez ciągnących się kilka dni. Zresztą kto to wytrzyma?